Ostatnimi czasy wiele osób interesuje się fińskim systemem oświaty, uważanym obecnie za jeden z najefektywniejszych na świecie. Warto więc pamiętać, że jego założenia opierają się na pedagogice waldorfskiej. Jej historia rozpoczęła się w 1919 roku. Nazwa wywodzi się od siedziby pierwszej szkoły, która powstała w budynkach fabryki papierosów Waldorf-Astoria, w Stuttgarcie.
Jaka szkoła?
Założyciel, Rudolf Steiner, sformułował zasady swojej pedagogiki według prostych i bardzo logicznych założeń: szkoła powinna uwzględniać indywidualne właściwości psychiczne, potrzeby oraz zainteresowania dziecka, a także dawać mu możliwość twórczego działania. I tyle, chociaż dla niektórych – aż tyle.
W przeciwieństwie do założeń korczakowskich, Steiner propagował ideę pracy nauczyciela z uczniem nie na zasadach partnerskich, tylko poprzez naśladowanie. Zakładał, że nauczyciel ma być dla uczniów wzorem, mistrzem, autorytetem, do którego mogą się odnieść. Dotąd każdy się zapewne zgadza, jednak obawy niektórych może wzbudzać brak kar i pouczeń, strachu przed pozostaniem w tej samej klasie, oceną niedostateczną, niezaliczeniem testu, kartkówki, sprawdzianu. Obok naśladowania, podstawą pracy pedagogiczno-wychowawczej jest też rytm i powtarzalność, wyznaczane m.in. cykle przyrodnicze, bo to właśnie kontakt z przyrodą, uznanie, że człowiek jest jej częścią, a nie panem, wpisuje się w holistyczny program rozwoju młodych ludzi.
Zaproszenie do procesu
Zadaniem szkoły w tym ujęciu jest zaproszenie rodziców, jako współtwórców procesu. To, co zapoczątkowane w domu, jest kontynuowane w szkole i na odwrót. Dziecko ma się uczyć niezauważalnie, a dorośli mają mu towarzyszyć na tej drodze tak, aby dopomóc w rozwoju. Szkoła waldorfska, czyli szkoła bez lęku – jak się ją często określa, wspiera wolność myślenia, uczuć i woli oraz uczy poszanowania granic drugiego człowieka.
To nauczyciel bierze na siebie odpowiedzialność za proces edukacji i rozwoju swoich podopiecznych. Szkoła waldorfska wymaga wiele od nauczyciela, ale i od rodzica, który musi ściśle współpracować, nie negować działań, lecz widzieć w nauczycielu przewodnika swojego dziecka. Jak dla mnie – ten ostatni element jest najtrudniejszy do osiągnięcia w obecnej sytuacji, gdy w Polsce każdy wie, jak uczyć i jest przekonany, że tylko nauczyciele nie mają o tym żadnego pojęcia.
Beata Wermińska