Kiedyś na praktykach pedagogicznych, w jednym z przedszkoli, usłyszałam tekst „Dzieci dziećmi, ale ci rodzice…” Już wtedy poczułam, jakiś dziwny ciężar związany z pracą nauczycielki i odpowiedzialnością nie tylko, za to co dzieje się z dziećmi, ale także za to, co w obszarze przedszkola/szkoły dzieję się z rodzicami.
WSPÓŁPRACA Z RODZICAMI – PO CO TO KOMU?
O ile wydawało mi się, że wiem co robić z przedszkolakami, o tyle współpraca z dorosłymi, nie raz okazywała się ogromnym wyzwaniem. Nie wiem, czy w programie studiów pedagogicznych jest jakiś blok zajęć poświęcony temu obszarowi. Ja bynajmniej nie pamiętam. Pozostało mi obserwowanie, uczenie się na swoich i cudzych błędach, szukanie rozwiązań w literaturze oraz na ewentualnych szkoleniach. Póki co, niestety, nie trafiłam na żaden kurs o współpracy z rodzicami, który powaliłby mnie swoją sensownością i poziomem merytorycznym. Pamiętam do dziś to uczucie bezradności, które poczułam na pierwszym zebraniu, kiedy było trzeba wybrać przedstawicieli do Rady Rodziców, a tam cisza i uciekanie wzrokiem. Marzyłam, by zgłosiła się choć jedna osoba. Dość frustrujące, ale i zachęcające, by następnym razem było inaczej.
NASTAWIENIE
Poczucie odpowiedzialności za dziecko i rodziców jest punktem wyjściowym do budowania poszczególnych etapów relacji, a bez relacji nie będzie współpracy.
Trudno o nią, jeśli nasze działania skupiają się tylko wokół dziecka, a o rodzicu przypominamy sobie jedynie, jak trzeba przynieść papier ksero lub przekazać naganę w e-dzienniku. Rodzic jest jednym z podmiotów systemu oświaty. Przyjmując dziecko do przedszkola/szkoły, przyjmujemy także rodziców. Od nauczyciela, który stoi na pierwszej linii kontaktu, zależy jak bardzo wpuści i jak bardzo otworzy rodzicowi drzwi. Oczywiście, w każdej grupie znajdą się rodzice, którzy niezależnie, jakie ruchy wykona nauczyciel/ka, są zawsze otwarci i gotowi (Dziękuję!) i którzy angażują się dosłownie we wszystko. Są też tacy, których nie zmobilizują żadne triki integracyjne. Nie na wszystko mam wpływ. Świadomość nauczycielska „Ode mnie to zależy” z jednej strony może być obciążająca, ale z drugiej, mimo wszystko, daje szerokie pole manewru. Mogę żyć z poczuciem frustracji i fiksacji, że rodzice są „be, bo nie współpracują”. Mogę też wziąć za ten proces odpowiedzialność i do tej współpracy spróbować zachęcić. Tylko pytanie jak?
DAĆ PRETEKST DO KONTAKTU
Z moich doświadczeń wynika, że lepiej pracuje się z grupą, która w jakimś stopniu się zna. (Pomijam obecny czas pandemii i brak możliwości organizowania zebrań w realu, licząc, że wrócimy kiedyś do tradycyjnych spotkań).
Pretekstem do kontaktu może być na początku zebrania, w pierwszym roku pracy z daną grupą, t.zw. rundka. Rodzic się przedstawia np. „Jestem Beata, mama Asi”. I to wystarczy, żeby grupa przestała być anonimowa. Ryzykowne są na dzień dobry, wygórowane integracje np. kalambury, które bardziej zpeszą niż otworzą . Trzeba pamiętać, że nie każdy lubi występować na forum. Dlatego dobrym katalizatorem jest opcja mówienia o swoim dziecku. „Jestem Paweł, mój syn Karol najbardziej lubi bawić się kolejką”. Zajmuje to 5 minut i gwarantuję, że bardzo to rozluźnia atmosferę. Czasami, z nowymi rodzicami, w ramach integracji, praktykuję pracę w małych podgrupach (3-5 osób). Proszę aby spisali na arkuszu szarego papieru np. swoje oczekiwania dotyczące przedszkola/szkoły. Jest to okazja dla rodziców żeby ze sobą po prostu pogadali. Potem, krótka prezentacja plakatów na forum i informacja typu „Dziękuję, że państwo podzieliliście się swoimi oczekiwaniami. Widzę, że podobnie patrzymy na rozwój dzieci i jestem tutaj po to, aby je wspierać w osiąganiu nowych umiejętności”. Jeśli w plakatach pojawiłoby się coś trudnego, czego jako nauczycielka nie spełnię, to też chwilę poświęciłabym na wyjaśnienie, jak widzę swoją rolę i w jaki sposób zamierzam pracować z danym problemem. W czasie integracji staram się unikać dyskusji jeden na jeden, polegającej na przeciąganiu liny np. „Oczekuję, że pani przypilnuje aby moje dziecko zjadało surówki”, „Nie, nie mogę tego zagwarantować”, „Ale to pani obowiązek”. Jako nauczyciele oczywiście nie jesteśmy w stanie spełnić wszystkich oczekiwań, ale warto poświęcić czas i ewentualne kontrowersyjne kwestie krótko omówić („Tak, ważne jest aby dzieci zdrowo się odżywiały i ważne dla mnie jest, żeby nauka jedzenia nie oznaczała zmuszania”). Każdy trudny moment, który przedłużałby integrację, zatrzymałabym z informacją typu „Widzę, że temat jest ważny, proponuję żebyśmy o tym porozmawiali po zebraniu”. Całe powitanie i integracja zajmują mi czasami do 20-30 minut. Ha, kto ma na to czas?! Odpowiadam – Ten, kto chce mieć fajną grupę.
ARANŻACJA PRZESTRZENI
Wydaję mi się, że kluczowe jest ugoszczenie rodzica, jak kogoś dla nas ważnego. Szczerze. Zaproszenie go z uśmiechem do sali i do zajęcia miejsca na dorosłym krześle, ustawionym w kole. Od samego początku mojej pracy zawodowej trafiłam do przedszkola, w którym standardem było i jest prowadzenie zebrań właśnie w taki sposób. Nieswojo mi się robi na myśl o rodzicach zduszonych przy dziecięcych stolikach, gdzie nauczycielka prowadzi zebranie zza biurka. Wisienką na torcie jest zapewnienie rodzicom kawy. U mnie (u nas) to podstawa. I naprawdę, mi też się czasami nie chce robić przemeblowania w sali i nie chce mi się z piwnicy przynosić krzeseł dla dorosłych, organizować szklanek, łyżeczek, a potem jeszcze to sprzątać. I nie muszę tak wszystkiego przygotowywać. Ale na pytanie, na czym mi zależy? Zawsze wyświetla mi się ta sama odpowiedź. Zależy mi, aby rodzice czuli się dobrze i czuli się ważni. Współpracować będziemy 3-4 lata, więc ta godzina na przygotowanie sali jest tego warta. A po zebraniu rodzice sami garną się do pomocy w sprzątaniu – taki bonus. Zdaję sobie sprawę, że w dużej szkole, kiedy zebrania kilkunastu klas trwają równolegle, to ciężko wszystkim zapewnić dorosłe krzesła. Ale, o ustawienie w kole, może jednak zadbać każdy, kto ma taką chęć i przekonanie, że ma to znaczenie. Ja po prostu wierzę, że energia którą dam, wróci ze zdwojoną siłą ze strony rodziców.
WSPÓLNE PRZEDSIĘWZIĘCIA
Kiedy grupa ma już dobre fundamenty (zapewnione przez integrację i komfortowe warunki) można rozważyć z rodzicami zorganizowanie czegoś większego. Piknik poza przedszkolem lub kółko teatralne dla rodziców, to coś co u mnie sprawdziło się w dwóch grupach. Oczywiście nie wyskakuję z takimi pomysłami na pierwszym zebraniu. Ważny jest czas na wspólne poznanie się i polubienie. Złapanie wśród rodziców liderów, którzy pomogą nam w realizacji najśmielszych pomysłów, też nie jest bez znaczenia. Z czasem rodzice sami będą podsuwać coraz odważniejsze propozycje. Dobrze jeśli będzie to coś niezbyt obciążającego energetycznie, finansowo i czasowo. Wiadomo, że i nauczyciele i rodzice mają przecież ograniczone zasoby. Wbrew pozorom, groźnie brzmiący teatrzyk w wykonaniu rodziców dla dzieci, kosztował nas, w skali roku, raptem kilka spotkań (chyba z 8) i tyle co tusz i kartki na wydrukowanie scenariuszów. W teatrzyk zaangażowała się dobrowolnie prawie połowa rodziców. Finalny występ mimo, że momentami improwizowany, dzieciom bardzo się podobał. A jakże by inaczej. Efektem, poza świetną zabawą i odskocznią od codziennych spraw, było zbudowanie silnych relacji i wzajemnej sympatii. Na tej bazie rozwijaliśmy współpracę w kolejnych latach.
PANDEMIA
Aktualnie prowadzę grupę 5-latków, to nasz trzeci rok razem. Przez obostrzenia musieliśmy zawiesić spotkania koła teatralnego dla rodziców z tej grupy. Nie zdążyliśmy dokończyć tego wydarzenia. Od roku życie przedszkolne skupia się przede wszystkim na zapewnieniu opieki dzieciom. Kontakt z rodzicami jest sprowadzony do minimum. Niestety. Skończyły się zebrania w realu, integracja z i między rodzicami, imprezy plenerowe. Zdaję sobie sprawę, że budowanie zespołu w czasie pandemii, jest nieporównywalnie trudniejsze, niż w warunkach, kiedy NIC nas nie ogranicza. Mam to szczęście, że z obecną grupą jestem trzeci rok i to co mieliśmy zbudować, w dużej mierze zadziało się jeszcze przed coronawirusowymi obostrzeniami. Gdyby przyszło mi pracować w czasie pandemii z całkiem nową grupą, to nie wiem, co i jak bym robiła. Jestem pewna, że integracja byłaby wyzwaniem. Zdaję sobie sprawę, że forma online też otwiera dużo możliwości. Ale czy ogarnęłabym to i czy wystarczyłoby mi zapału? Nie wiem. Ostatnio byłam na szkoleniu, gdzie doświadczyłam integracji grupy właśnie przez wykorzystanie narzędzi i technologii komputerowych. Takie czasy. I jednocześnie refleksja, że trzeba szukać takich rozwiązań, bo czekając na normalność, nie robiąc nic, tracimy relacje.
W zeszłym roku, podczas pierwszego lockdownu, zorganizowaliśmy z rodzicami świąteczne śniadanie wielkanocne online. Uśmiecham się na to wspomnienie. To było coś nowego. Jednocześnie boję się, że powoli, niepostrzeżenie, przyzwyczajamy się (jako system oświaty) do braku kontaktu z rodzicami w realu,a ten online sprowadzany jest tylko do minimum. Z przykrością myślę, o przedszkolach/szkołach, których czas pandemii, wybawił od niemile widzianych tam rodziców. Jeszcze raz napiszę, rodzice są jednym z podmiotów systemu. I ja za taką rzeczywistością tęsknie. Wierzę, że każdy najdrobniejszy gest, taki jak choćby wysłanie rodzicom wiadomości „Jakie macie Państwo potrzeby w związku z zamknięciem przedszkola/szkoły i pracą zdalną?” daje po drugiej stronie uczucie wspólnoty, że jesteśmy w tych obostrzeniach razem, mimo, że na odległość.
Barbara Gryka