Choć za tradycyjnymi musicalami nie przepadam, to spektaklu granego w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim wyczekiwałam od momentu, gdy usłyszałam, że inspiracją do niego stało się dzieło Lina-Manuela Mirandy „Hamilton”. Bo jak opowiedzieć historię, która w wielu momentach jest niejednoznaczna, pomija głosy osób, które odegrały w niej ważną rolę, o którą trwa wieczny spór do teraz – wiedzą twórcy i twórczynie spektaklu, mającego swoją premierę w listopadzie 2022 r. Miejsce nieprzypadkowe, bo i temat dotyczy wydarzeń rozgrywających się na Wybrzeżu.
„1989. Pozytywny mit” reżyserowany przez Katarzynę Szyngierę to wehikuł, który pędzi 2,5 godziny z jedną przerwą od 1980 r. poprzez kolejne lata, gdy tak ważna była walka o lepszy świat, o wolność, która doprowadziła do obalenia systemu władzy w ‘89 roku. Konstrukcja tej turbomaszyny zakłada niezwykle starannie dogranie ze sobą wszystkich elementów tworzących całość spektaklu, od muzyki Andrzeja „Webbera” Mikosza, tekstu Katarzyny Szyngiery, Mirosława Wlekłego i Marcina Napiórkowskiego, gry aktorskiej, wykonania piosenek, choreografii. Ta maszyna się nie zatrzymuje i nie pozwala zostać w tyle. Scenografia jest funkcjonalna, po środku z tyłu sceny stoi szary piętrowy blok z neonem „mięso” świecącym na biało. Obok niego po obu stronach rozstawiono rusztowania. To po prawej będzie pełniło rolę aresztu. Elementy scenografii sugerują – poprzez rozpoznawalne meble, dywany, leżaki, paprotki – lata 80. Aktorzy też nie są ucharakteryzowani 1:1, raczej wybrano kilka charakterystycznych cech wyglądu. Generałowi Jaruzelskiemu śpiewającemu w zielonym boxie, ubranemu w bordową piżamę pozostawiono łysinę i okulary. I dobrze, że twórcy nie poszli w kierunku historycznej rekonstrukcji.
„1989” jest zarówno dla dziadersów, którzy znają historię, jak i dla pokolenia, które stanu wojennego nie pamięta. Z myślą o tych ostatnich teatr przygotował słowniczek pojęć. W rapowanych tekstach znajdziemy wiele odwołań do okresu niewinnych czarodziejów, deszczów niespokojnych i potarganego sadu, ale i Young Leosi czy utworu Maty. Obejrzenie musicalu może być nie tylko świetnym punktem wyjścia do dyskusji z młodzieżą, ale także rewelacyjną lekcją historii najnowszej, już samo szukanie kontekstów jest niezłą zabawą.
W przedstawiane zdarzenia przewrotu społecznego wplecione są relacje 3 rodzin: Danuty i Lecha Wałęsów, Krystyny i Władysława Frasyniuków oraz Gai i Jacka Kuroniów. Ich życie osobiste zagarnęło koło historii. I o ile mężczyźni mogli odegrać role bohaterów, kobiety musiały zapanować nad otaczającą je rzeczywistością [1]. Ważne więc, że w spektaklu oddano głos bohaterkom – nie tylko Danucie Wałęsie, która zostaje wysłana przez Lecha po odbiór Nobla, ale także Krystynie Frasyniuk (Katarzyna Zawiślak-Dolny), Gai Kuroń (Magdalena Osińska) oraz Henryce Krzywonos (Dominika Feiglewicz), która po pobiciu przez policjantów straciła dziecko, Alinie Pieńkowskiej (Karolina Kamińska), Annie Walentynowicz (Małgorzata Majerska). Śpiewają „Nie musimy się ukrywać, bo jesteśmy niewidzialne, świat się o nas nigdy nie dowie”. W tym spektaklu mają szansę wykrzyczeć historię kobiet zapisaną ołówkiem gdzieś na marginesie pamięci i totalnie wymazaną z podręczników. Niezwykle mocna jest piosenka Danuty Wałęsy w wykonaniu Karoliny Kazoń, ale też utwór wykonywany wspólnie, w którym mówią o sobie, że są „Wnuczkami tych czarownic, których nie zdążyliście spalić/ I matkami aktywistek, które przyjdą was obalić”. A Henryka dodaje: „naszą naturą jest żywioł, ojczyzną jest Ziemia, a zegarem księżyc, Jesteśmy odwieczną siłą, której nie da się zwyciężyć”.
W tej rapowanej opowieści znajdziemy anegdotyczne zdarzenia, zabawne riposty – wypowiedzi polityków wrzucone w rytmizowane wiersze, ale także piosenki wyśpiewane w bardzo poruszający sposób jak „Tato” czy „Nie wszystko stracone”. Młodzież rozbawi zapewne przedstawienie Aleksandra Kwaśniewskiego w fioletowym garniaku jako młodego wizjonera z pomysłem jak Kanye (kim jest ów Kanye wyjaśniła mi przedstawicielka internetowego pokolenia) i jego „Olo, game changer” oraz chór wron towarzyszący generałowi Jaruzelskiemu. Świetna inscenizacja „Okrągłego stołu” przypadnie do gustu i młodym, i starym. Wydarzenia i postawy uczestników zdarzeń na Wybrzeżu nie zawsze są przedstawione w sposób jednoznaczny dotyczy to, np. sprawy domniemanej współpracy Lecha Wałęsy z SB.
Twórcy spektaklu zamiast stawać po którejś ze stron, stawiają pytanie: czy
W państwie bezruchu, niepewnym jutra,
niepewnym siebie, niepewnym granic,
które cmentarz miało za stolicę,
w ojczyźnie duchów, które historia łamała kołem, karała za nic,
wiozła na Sybir, by strzelić w potylicę
można przywrócić pozytywny mit? Historię, która dobrze się kończy?
Czy przyjdzie wreszcie życia czas […]
Będą drzewa zamiast wieńców na ulicach miast?
Te pytania są zaproszeniem do przyjrzenia się, w jaki sposób historia jest nauczana w szkole. Czy nie za bardzo koncentrujemy się na nieudanych powstaniach, martyrologii? Przecież historia to nie tylko maki na Monte Cassino, nie ujmując nic, tym, którzy polegli za wolność. Warto znajdować momenty, w których się udało, doceniać je i ludzi, którzy coś dla kraju zrobili za życia. Czy nie lepiej skupić się na tym, jak sprawić, żeby ludziom żyło się lepiej ?
Mogłabym długo o tym musicalu pisać, ale dużo lepiej go zobaczyć.
Nie będziecie zawiedzeni!
Spektakl powstał w koprodukcji Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Przypisy:
[1] O tym jak wielką i niedocenioną rolę odegrały kobiety podczas strajku w stoczni mówił film „Solidarność według kobiet” w reż. Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego