Cyfrowe wykluczenie dzieci to jeden z głównych zarzutów kierowanych do zdalnej edukacji. Chcemy zrzucić winę na lekcje online za to, że niektórzy uczniowie zniknęli z systemu edukacji. Czy jest to rzeczywiście rezultat zdalnego nauczania?
Ani czarne, ani białe
Poznajcie Marka. Marek od marca 2020 r. nie daje znaku życia. Nie ma z nim kontaktu. W wirusowej rzeczywistości nie ma kogoś takiego w szkole, jak Marek . Ale przecież ten chłopiec nie wyparował z powierzchni naszej planety. Coś się z nim stało. Istnieje w rzeczywistości, ale nie ma dostępu do komputera ani urządzenia mobilnego z internetem. Dla współczesnych ludzi brak Marka w internecie oznacza, że ta osoba nie istnieje. Bo przecież nie do pomyślenia wydaje się to, że dziecko w szkole podstawowej może dzisiaj nie mieć dostępu do internetu.
Rzeczywistość jednych nie zawsze jest rzeczywistością drugich. Wielu z nas traktuje takie rzeczy jak toaleta w domu, bieżąca woda w kranie, czy ogrzewanie centralne jako absolutne minimum godziwej egzystencji. Podobnie jest z internetem, bez którego nie wyobrażamy sobie dzisiaj życia.
Marek jest przykładem osoby, która nie ma nawet tego minimalnego standardu życia. On funkcjonuje jak jego rodzice, bez zbędnych udogodnień. To nie jest jego wybór, tylko jego opiekunów. Oni tak chcą żyć. Chcą odciąć się od wszelkich udogodnień, bo uważają, że zatruwają one ich organizmy i umysły.
Marek nie jest moim uczniem. O jego historii usłyszałem od koleżanki, ale takich dzieci jak Marek jest więcej. Zdajmy sobie wreszcie sprawę, że nagła zmiana trybu pracy prowadzi do uwydatnienia wcześniej dobrze zamaskowanych braków i odmienności. Historia Marka to jedna perspektywa wykluczenia cyfrowego. Kolejną jest niskie poczucie wartości uczniów oraz brak akceptacji ich odmienności.
Przyczyny niechęci do zdalnej szkoły
W szkole, kiedy uczeń się postara, może ukryć, że jest chorobliwie nieśmiały lub biedny. W czasie lekcji online, ukrywający się uczeń nagle znajduje się na środku sceny. Nie jest w stanie ukryć się na końcu sali lub za kolegą. Musi radzić sobie sam, a to często zbyt duża presja. Dlatego uczniowie często nie włączają w czasie zajęć kamery. Boją się pokazać swoją twarz, bo nie wiedzą, czy nie zrobią czegoś głupiego. A co jeśli pozostali koledzy i koleżanki ich nagrają lub zaczną śmiać się z wystroju ich pokoju? To dopiero może być wstyd!
Żaden nastolatek nie zaryzykuje zszargania swojego wizerunku w grupie po to, by nauczyciel mógł zobaczyć jego twarz. Są również bardziej ekstremalne sytuacje, gdzie uczeń nie chce pojawić się na lekcji na żywo w żadnej formie. A skoro nie ma przy nim nauczyciela, który sprawdzi jego pracę, to równie dobrze może ominąć ten aspekt edukacji w czasach wirusa.
Jasna strona problemu
Zastanówmy się przez chwilę, czy to co nazywamy cyfrowym wykluczeniem jest zawsze rezultatem wprowadzenia zdalnej edukacji, czy może zdalna edukacja uwypukliła, skrzętnie do tej pory skrywane, problemy niektórych uczniów. W mediach krąży liczba: sześćset pięćdziesiąt osób wykluczonych z systemu edukacji.
Pytanie brzmi: ile takich osób było przed pandemią i czy ktoś się tym w ogóle interesował? Po drugie, problemy dzieci często są kumulacją traumatycznych przeżyć i nie rodzą się przez to, że dziecko siedzi w domu, a nauczyciel “jest w komputerze”. Jeśli wiemy o liczbie osób wykluczonych, to zapewne szkoły wiedzą też, kto stoi za liczbą 650, a to pierwszy krok do podjęcia działania. Dlatego, zamiast wieszać psy na zdalnej edukacji, wykorzystajmy okazję, która się nadarzyła, by pomóc sześciuset pięćdziesięciu młodym osobom.
Plan działania
Jak to zrobić? Potrzebujemy skoordynowanych działań dyrekcji szkoły, wychowawcy, nauczycieli uczących daną osobę, psychologa lub pedagoga szkolnego i ośrodka pomocy rodzinie, jeśli będzie taka potrzeba.
Dopiero działając razem, jesteśmy w stanie opracować wielostopniowy plan dający dziecku co najmniej kilka szans na powrót do szkoły i dostęp do edukacji, który należy się każdemu. Najważniejsza jest rozmowa z opiekunami i samym dzieckiem. Zacznijmy od dużej ilości empatii, by zrozumieć, co doprowadziło do konkretnej sytuacji. Następnie opracujmy łagodną wersję powrotu dziecka do szkoły w porozumieniu z opiekunami.
Jeśli to nie pomoże, ustalmy, co stoi na przeszkodzie. Jeśli są to rodzice, rozmawiajmy z nimi, a jeśli będzie trzeba, przypomnijmy im jakie mają obowiązki. Jeśli to dziecko nie będzie chciało wrócić, skupmy swoje starania na zapewnieniu mu bezpiecznej przestrzeni do rozmowy z psychologiem lub pedagogiem szkolnym. Może za niechęcią wobec szkoły kryje się coś więcej? Rozmawiajmy i starajmy się uświadomić dziecku, że edukacja daje wartość.
Bardzo istotny w całym procesie jest przepływ informacji pomiędzy osobami zainteresowanymi. Dyrekcja, nauczyciele, psycholog i rodzice powinni mieć jak najbardziej aktualny dostęp do informacji. Pomoże to w ominięciu przeszkód hamujących działania którejkolwiek ze stron. Jeśli nigdy wcześniej nie prowadziliście takich rozmów, polecam szkolenia z coachingu w edukacji, porozumienia bez przemocy lub self-regulation. To dzięki nim udało mi się wypracować warsztat potrzebny do sprawnej komunikacji z rodzicami i dziećmi w pracy.
Zdalna edukacja wbiła się klinem w rzeczywistość i być może zostanie z nami na dłużej. Warto działać w kierunku poprawy stanu rzeczy, bo scenariusz, w którym nauczanie na odległość będzie cyklicznym wydarzeniem, jest w tej chwili bardzo prawdopodobny.
Anglista, absolwent Instytutu Filologii Angielskiej (obecnie Wydziału Anglistyki) Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od dziesięciu lat jest nauczycielem języka angielskiego w jednej z najlepszych szkół w Poznaniu. Zajmuje się koordynacją współpracy z Wydziałem Anglistyki UAM Poznań, przygotowaniem uczniów do egzaminów zewnętrznych i certyfikatów językowych. Ma na koncie wiele sukcesów w pracy dydaktycznej i wychowawczej. Interesuje się wszystkim co innowacyjne w edukacji, a szczególnie zwinnym podejściem do uczenia. Angażuje się w projekty z takich dziedzin jak copywriting, tłumaczenia, dziennikarstwo. Autor bloga Koncepcja Edukacji.