Dziś chciałam podzielić się pewnymi przemyśleniami przede wszystkim jako rodzic zwykłego ucznia pierwszej klasy technikum, choć dla mnie prywatnie oczywiście niezwykłego, najwspanialszego syna na świecie. 

Znam szkołę od środka, jako nauczyciel od prawie ćwierćwiecza i rodzic trochę krócej. Przeszłam cały cykl od przedszkola po studia razem z moja córką, która właśnie piszę pracę magisterską i tylko jeden raz byłam w szkole „z interwencją”. W podstawówce syna zjawiłam się też raz, gdy ponownie został pogryziony przez koleżankę z klasy, a działania szkoły wyraźnie w kwestii tolerowania zachowań tej dziewczynki były delikatnie mówiąc kontrowersyjne.

Nie określiłabym siebie jako rodzica roszczeniowego, czy z nadmiernie wybujałymi oczekiwaniami i, czego dziś żałuję, częściej stawałam po stronie nauczycieli, niż moich własnych dzieci. Za szkolnymi wychowankami chodziłam i wyciągałam za uszy. Za moimi nigdy – jak sobie zapracujesz, tak będziesz mieć powtarzałam. 

Nauczyciel ma zawsze rację?

Wychodziłam z błędnego jak widzę założenia – traktowałam obce dzieci tak, jak bym chciała, by ktoś potraktował moje. W rozmowach z rodzicami moich wychowanków, zawsze murem stawałam za nauczycielem i starałam się znaleźć coś, co wyjaśnia i tłumaczy takie, a nie inne zachowanie i namawiałam do osobistego, bez pośredników wyjaśnienia sprawy. Dziś aż mi się śmiać chce z własnej głupoty! O święta naiwności! 

Rodzice chętnie uczestniczą w nauczaniu zdalnym

Nigdy przedtem rodzice nie mieli możliwości obejrzeć jak wyglądają lekcje od środka, jak uczą i jak reagują nauczyciele. Zdalne nauczanie to nie lekcja otwarta, przygotowana perfekcyjnie jak premiera w teatrze, gdzie wszyscy aktorzy znają swoje role. Teraz każdy widzi jak pracuje nauczyciel, co robi, czego nie i ile czasu realnie poświęca uczniowi, czego uczy, a czego wymaga i przede wszystkim ile jest w nim człowieka, a ile małego, cichego… człowieczka. 

Bądźmy wyrozumiali

Zdecydowana większość nauczycieli mi zaimponowała i imponuje nadal zaangażowaniem, pomysłami, ale przede wszystkim rozsądkiem. Ale tak jak napisałam mojemu dyrektorowi – nie zdziwi mnie już nic! I chociaż niektórzy mogą mnie za te słowa zlinczować – powinni znaleźć się w końcu świadomi i zdeterminowani rodzice, którzy zechcą dochodzić praw swoich dzieci. Może to oczyści nasze środowisko, by jak widać my tego sami nie zrobimy. Tkwimy w przeświadczeniu krzywdy, niesprawiedliwości, męczeństwa, ale sami sobie to robimy! Swoimi działaniami daliśmy oręż i argumenty rodzicom, a również uczniom przeciwko nam.

Przez kolejne lata będziemy zbierać żniwo za tych wszystkich, którzy kazali zamykać oczy i przed kamerką udzielać odpowiedzi, za wstawiających oceny niedostateczne za zbyt słaby internet, który wyrzucał uczniów z lekcji, czy sprawdzianów, za tych, którym trudno zrozumieć, że uczeń też może mieć słaby sprzęt, czy dzień. Za tych, którym chciało się tylko wysyłać raz w tygodniu link do e-podręcznika i nic więcej. Za tych, którzy ani razu nie zapytali ucznia: dlaczego czegoś nie zrobił, za tych, którzy zarzucali uczniów zadaniami, ćwiczeniami i wypracowaniami w myśl zasady im więcej tym lepiej. Za chemiczkę, która na pytanie rodzica, dlaczego za test napisany na 80% uczeń dostał tylko dopuszczający odpowiedziała – „bo takie są zasady” i w konsekwencji jej mąż zaczął straszyć egzaminem, testem w szkole i bóg wie czym, z fizyki, czyli przedmiotu, którego on uczy. Za butę, arogancję, i przeświadczenie, że tylko nasza strona medalu jest prawdziwa zapłacimy wszyscy wysoką cenę, bardzo wysoką…

Nauczycielka, autorka programów nauczania do języka polskiego, oraz przedmiotów zawodowych, scenariuszy lekcji muzealnych, wychowania teatralnego i filmowego. Współpracownik Wspierania Edukacji przy Stowarzyszeniu Dolina Lotnicza, kreator zajęć na Politechnice Dziecięcej. Egzaminatorka, autorka zadań i skryptów. Od 15 lat felietonistka Nowego Dziennika w Nowym Yorku. Autorka wierszy, scenariuszy teatralnych i kilku początkowych rozdziałów thrillera kryminalnego, którego akcja rozgrywa się w szkole. Pasjonatka podróży szlakiem zamków i pałaców w Europie. Trochę malarka, trochę wizażystka, trochę niespokojny duch, a przede wszystkim mama Kingi i Maksa oraz 5 kotów i jednego psa.

4 thoughts on “Wermińska: Rodzic i nauczyciel

  1. Wystarczyło wprowadzić nauczanie zdalne i okazało się, zresztą nie po raz pierwszy, komu się chce! Można opowiadać o swoim wyśmienitym warsztacie dydaktyczno-metodycznym a prowadzić lekcje poprzez dziennik elektroniczny i mieć wszystko „w ołówku”. A potem się dziwimy, że w kolejce za chlebem słyszymy narzekania na nauczycieli, że siedzą i nic nie robią oprócz wysyłania uczniom plików do samodzielnej pracy. Ale można wykazać się kreatywnością i samodyscypliną (skoro wymagamy jej od uczniów) i przygotować lekcje online na miarę możliwości ucznia i nauczyciela. Wystarczyło oglądnąć kilka webinariów, zapoznać się z ofertą stricte platform edukacyjnych, następnie poświęcić wolny czas i przemodelować swoje scenariusze lekcji, a finale włączyć kamerkę i rozmawiać z uczniami online. Ot i cała filozofia. Chcieć to móc. Jako idealistka, Wyobrażałam sobie że stan epidemiczny niejako wymusi na nas „skok technologiczny”, bo skoro moja 70-letnia mama emerytka ogarnęła smartfona i zakupy w sieci, to ludzie pracujący zawodowo w edukacji poradzą sobie dużo łatwiej. Tymczasem okazuje się, że można wciąż wymagać drukowania setki kartek potwierdzenia wykonania jakiejś tam pracy, opcji czy czegokolwiek, niż kliknąć raz i mieć wszystko „w chmurze”. Natomiast najbardziej hardcorowym doświadczeniem będzie dla mnie fakt, iż wciągnięta zostałam do słuchania „jak mówi ściana“.

    1. Dużo rzeczy odsłoniło zdalne nauczanie. Bardzo dużo. Czasem myślę, że część nauczycieli tak bardzo mocno krytykowała pracę on-line, bo odsłoniła obszary, w których uczniowie są lepsi o kilka klas…

Dodaj komentarz