Z niewolnika nie ma pracownika. Co zatem ze zniewolonym uczniem objętym obowiązkiem do 18 roku życia? Czy edukacja w przymusie ma jeszcze jakikolwiek sens? Podstawowymi argumentami za obowiązkiem szkolnym było wyrównywanie szans, zapobieganie szerzeniu się analfabetyzmu i potrzeba wzrostu gospodarczego. 

I tak nauczycielkom i nauczycielom wszczepiono misję i powołanie niesienia kaganka oświaty, które wielu pomyliło z prometejską postawą poświęcenia się dla dobra dzieci, edukacji, państwa, ba świata nawet.  W uczniach wykształcono przekonanie, że nauka to mniej lub bardziej niemiły przymus, który na dodatek im się należy. W obecnym systemie to nauczyciel jest stroną aktywną, poszukującą metod i wszelakich możliwych sposobów, by nauczyć, uczeń zaś jest w większości bierny, jeśli nie wręcz negatywnie nastawiony do tych starań i ja nawet rozumiem tę postawę. Ile z rzeczy, których uczymy absolutnie, nigdy, przenigdy nie przyda się w realnym życiu? Nie będę powoływać się na całki, czy różniczki, które ostatni raz widziałam na szkolnej tablicy, ale odwołam się do własnego podwórka. 

Większość szkół nadal funkcjonuje w modelu pruskim

Z uporem wartym lepszej sprawy uczymy dzieci gramatyki. Po co aż tyle? Koleżanka z córką w szkole podstawowej, na początku roku zadzwoniła do mnie zaaferowana z prośbą, by sprawdzisz Oli zadanie domowe? Kiedy otworzyłam pocztęn nie mogłam uwierzyć – zobaczyłam trzydzieścu zdań podrzędnie i współrzędnie złożonych. Ale jakich!  Na rozgrzewkę  dwa, trzy w miarę typowe, potem były już tylko same prawdziwe perełki. Całą sobotę nad nimi myślałam. Konsultowałam z innymi polonistkami, wertowałam swój skrypt ze studiów i wcale nie miałam pewności, czy na pewno jest dobrze. Kilka przykładów wysłałam na grupę nauczycieli języka polskiego i były zdania, które wywołały zażartą dyskusję. Mogłabym powiedzieć, ile nauczycielek, tyle rozwiązań. Sprawdziłam zatem w podstawie programowej: uczeń  rozpoznaje w tekście typy wypowiedzeń: zdanie pojedyncze, zdania złożone (podrzędnie i współrzędnie), równoważniki zdań, rozumie ich funkcje i stosuje w praktyce językowej. Tyle. Nigdzie nie ostało napisane, że uczeń ma rozpoznawać zdanie podrzędnie złożone okolicznikowe przyzwolenia, sposobu, warunku czy podmiotowe, albo orzecznikowe? Po co to uczniowi?

Ile gramatyki w szkole?

Nawet jeżeli zostało umieszczone w podręczniku i ćwiczeniach, nawet jeżeli znajduje się w rozkładzie opracowanym przez wydawnictwo, nauczyciela obowiązuje podstawa programowa, a nie podręcznik! Uczyć można i bez niego. Nie jest obowiązkowy. Czy to nie jest powód, dla którego tak wielu z nas uważa, że podstawa programowa jest przeładowana? A może wcale aż tak bardzo nie jest? 

Uczeń widzi jak bardzo treści nauczane w szkole odbiegają od realiów i potrzeb  współczesnego świata.  Paradoksalnie wygląda to tak, że nie edukacja jest dla ucznia, tylko uczeń dla edukacji. Pójdźmy krok dalej – co by się stało, gdyby obowiązkowa była tylko szkoła podstawowa? Po jakim czasie samoistnie wykształciłaby się potrzeba edukacji u młodych ludzi? Po ilu latach rodzice i uczniowie dostrzegliby związek między wiedzą, wykształceniem a pracą, wynagrodzeniem i statusem społecznym? A może w ogóle nie trzeba byłoby czekać? Czy obecny system, w którym każdy uczeń musi znaleźć swoje miejsce w szkole ponadpodstawowej, nie jest demoralizujący? Nikt nigdy nie udowodnił, iż lepszy skutek odnosi przymus nad własną decyzją. Mało tego, przymus edukacyjny, jak podaje przykład USA, daje zaskakujące efekty. W połowie lat 30. XX w. wśród żołnierzy w USA było tylko 2%  funkcjonalnych analfabetów. W czasie II wojny światowej było ich już 4 % , podczas wojny w Korei liczba ta wzrosła do 19,2%  , potem w Wietnamie do 27%. Z badań przeprowadzonych w 2018 roku wyziera obraz jeszcze smutniejszy – jeden na pięciu mieszkańców USA jest oceniany – jeśli chodzi o umiejętność czytania i pisania na poziomie 1 lub niższym. Poziomu 1 nie przekracza 26,5 mln dorosłych Amerykanów, są to osoby, które umieją czytać i pisać na podstawowym poziomie, ale nie byłyby w stanie wypełnić pustych miejsc w formularzu rejestracyjnym w przychodni, zrozumieć prostego przekazu  w gazecie, czy nawet wykorzystać informacji w rozkładzie jazdy komunikacji miejskiej.  8,4 mln Amerykanów nie osiąga nawet poziomu 1, co oznacza, że są funkcjonalnymi analfabetami.

Czy szkole potrzebny jest przymus?

Zaskakującym może się wydać również fakt, że przymus edukacji nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego. Lant Pritchett, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda, w publikacji pt. „Where  Has  All  the  Education  Gone?”, analizując dane rządowe dane  z  lat  1960–1987  z  kilkudziesięciu rozwijających  się  oraz  rozwiniętych  państw  świata, wykazał, że przymus oświaty wręcz spowalnia gospodarkę.  Od  początku analizowanego okresu liczba dzieci posyłanych do szkół podstawowych w badanych krajach, wzrosła z różnych poziomów  do 100%. Znacznie podniósł się też odsetek osób, które kontynuowały naukę w szkołach średnich, również technicznych (średnio z 14 do 40%). W tym samym czasie średni wzrost gospodarczy spadł z 3% w latach 60. do 2,5%. w latach 70. i 0,48% w 90. Czy zatem nie  należałoby odejść od dotychczasowego pomysłu, tworząc bardziej elitarny, ale oczywiście dostępny dla wszystkich chętnych, system edukacji, gdzie przymus edukacyjny wygasa długo przed 18 rokiem życia?

Beata Wermińska

Nauczycielka, autorka programów nauczania do języka polskiego, oraz przedmiotów zawodowych, scenariuszy lekcji muzealnych, wychowania teatralnego i filmowego. Współpracownik Wspierania Edukacji przy Stowarzyszeniu Dolina Lotnicza, kreator zajęć na Politechnice Dziecięcej. Egzaminatorka, autorka zadań i skryptów. Od 15 lat felietonistka Nowego Dziennika w Nowym Yorku. Autorka wierszy, scenariuszy teatralnych i kilku początkowych rozdziałów thrillera kryminalnego, którego akcja rozgrywa się w szkole. Pasjonatka podróży szlakiem zamków i pałaców w Europie. Trochę malarka, trochę wizażystka, trochę niespokojny duch, a przede wszystkim mama Kingi i Maksa oraz 5 kotów i jednego psa.

1 thought on “Wermińska: Przymus edukacyjny

Dodaj komentarz