Nie macie Państwo poczucia, że od pierwszych dni ogłoszenia pandemii całe nasze społeczeństwo zostało odgórnie podzielone na tych, którzy są niezbędni: polityków, (najważniejsi ze wszystkich), medyków, pracowników sklepów; kurierów, pracowników branż kluczowych (np. piekarzy, energetyków, kierowców) i tych bez których wprawdzie żyć trudno, ale przez chwilę obejść się można: szewców, krawcowych, fryzjerów, kosmetyczek, nauczycieli…
Obyś cudze dzieci niańczył
Nietrudno zauważyć, że tak jak społeczeństwo nie może się doczekać możliwości poprawy fryzury, zrobienia manicure, pedicure, czy innych zabiegów na twarz i ciało, tak jak ucieszyło się z możliwości wyjazdu do hoteli czy pójścia do restauracji, tak o otwarciu szkół mówi się przede wszystkim w kontekście opieki nad dziećmi, by rodzice mogli powrócić do pracy.
Tym właśnie jesteśmy dla wielu: bezpłatnymi nianiami dla dziecka! Ministerialne „zajęcia opiekuńczo-wychowawcze z elementami dydaktyki” to nie przejęzyczenie. Tak nas widzą i tak nas traktują.
Kim jest nauczyciel?
Nauczyciel w oczach wielu nie jest wykwalifikowanym fachowcem, specjalistą, ale popychadłem do wszystkiego, od którego oczekuje się przede wszystkim, aby z niczego potrafił zrobić coś, bo najważniejsze, żeby jakoś tam było. Mam nieodparte wrażenie, że nauczyciele w ministerialnej i rodzicielskiej retoryce są ogniwem użytecznym w sferze „opiekuńczo- wychowawczej”, ale mam wątpliwości czy również w dydaktycznej?
Zewsząd słychać pytania, co ten nauczyciel robi? Popisze sobie po tablicy (kto, będąc uczniem, nie chciał pisać na przerwie po tablicy?), każe dzieciom przeczytać coś z książki, czasem włączy film, albo piosenkę z płyty i w tym czasie wypije kawę i zje ciasteczko, pośpiewa, potańczy, pogra w piłkę, czyli zażyje rekreacji. Pójdzie za darmo do kina, teatru, muzeum, a nawet pojedzie na wycieczkę. Co 45 minut ma przerwę. Co chwilę wolne – bo święta, ferie lub wakacje. Czy czegoś uczy? Raczej nie, bo przecież dzieci wszystko w domu muszą robić z rodzicami, a te starsze na korepetycjach.
Nauczycieli jest zbyt wielu…
Tak, drodzy państwo, jest nas za dużo. Jak zwiększy się pensum do 24, albo jeszcze lepiej do 26 godzin, to okaże się, że nawet w dużych miastach jest nadmiar matematyków, fizyków, chemików i informatyków.
A takich już polonistów, wuefistów, nauczycieli geografii, biologii, czy wychowania przedszkolnego możemy eksportować na wschód aż po Kamczatkę. Można też zwiększyć liczebność uczniów w klasach, co już się robi i będzie super oszczędne. Po co więc zawracać sobie głowę jakimś bezpieczeństwem nauczyciela (i dzieci!). Jakimś poczuciem stabilności?! Do tej pory wszyscy zgodnie twierdzili, że dzieci i młodzież to bardzo ważne pandemiczne ogniwo, które z powodu bezobjawowego przebiegu infekcji staje się bombą z opóźnionym zapłonem, ale jakoś to będzie. Nauczyciel odziany w niespełniającą norm maseczkę, sprzedaną przez instruktora narciarstwa, jakoś sobie poradzi, bo zawsze sobie radził. Jakoś…
Nauczycielka, autorka programów nauczania do języka polskiego, oraz przedmiotów zawodowych, scenariuszy lekcji muzealnych, wychowania teatralnego i filmowego. Współpracownik Wspierania Edukacji przy Stowarzyszeniu Dolina Lotnicza, kreator zajęć na Politechnice Dziecięcej. Egzaminatorka, autorka zadań i skryptów. Od 15 lat felietonistka Nowego Dziennika w Nowym Yorku. Autorka wierszy, scenariuszy teatralnych i kilku początkowych rozdziałów thrillera kryminalnego, którego akcja rozgrywa się w szkole. Pasjonatka podróży szlakiem zamków i pałaców w Europie. Trochę malarka, trochę wizażystka, trochę niespokojny duch, a przede wszystkim mama Kingi i Maksa oraz 5 kotów i jednego psa.