Jak wielką trzeba mieć odwagę, by głośno mówić o krzywdzie, wie ten, kto jej doznał. Pojawia się coraz więcej głosów świadczących o przemocy, która funkcjonuje od wielu lat w szkołach teatralnych. Niepokojące jest, że ta forma przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Uczelnia nie jest po to, żeby dbać o jej dobre imię, zamiatając sprawy pod dywan.
Na pierwszym miejscu musi stać człowiek. Jeśli granice są przekraczane, dochodzi do aktów przemocy, łamane jest prawo do poszanowania godności człowieka to znaczy, że dzieje się coś bardzo złego. Potrzebna jest nam wszystkim świadomość, kiedy te granice są przekraczane i czym jest przemoc.
fot. Francisco Diaz & Deb Young Babes in the Woods
Jak pisze w swoim studium szkolnej przemocy Iwona Chmura-Rutkowska przemoc to świadome i celowe krzywdzące zachowanie, które jest nadużyciem albo wykorzystaniem swojej przewagi nad inną osobą, dla uzyskania ważnego dla siebie celu lub korzyści. Przewaga ta może mieć różny charakter: przewagi fizycznej (siły, sprawności, zwinności, szybkości, wzrostu, wyglądu), liczebnej (grupa przeciw jednej osobie), psychologicznej (emocjonalnej, intelektualnej), społecznej (przynależność do grupy lub kategorii osób uprzywilejowanych, o wysokim statusie), sytuacyjnej (sprzyjające otoczenie, dostęp do zasobów) lub kulturowej (wynikającej z przekonań, regulaminu, norm obyczajowych lub prawnych, tradycji). Może zatem wynikać z różnicy wieku, płci, zamożności, doświadczenia, atrakcyjności, zamożności, pozycji w grupie, formalnej funkcji w instytucji, zwyczaju itd. Często też przewagi kumulują się. Generalnie w literaturze fachowej podkreśla się, że o ile agresywne zachowania nie zawsze wynikają z posiadania przewagi (to naturalne wyposażenie behawioralne człowieka), o tyle stanowi ona kryterium przemocy, której celem i głównym motywem jest kontrola, dominacja i władza (przemoc zresztą nie musi być agresywna). Kontrola, dominacja i władza ufundowana na nierówności, na podziale na lepszych i gorszych. Jest paliwem i motywacją dla przemocy. Osoby które doświadczają przemocy, krzywdzenia, złego traktowania są w obiektywnie gorszej pozycji – są słabsze, mają mniej zasobów. I tak się czują – jako słabsze, małą możliwością wpływu na swoją sytuację – dlatego sprawcy przemocy wybierają na ofiary nieprzypadkowo te osoby – wobec których ich przewaga (miejsce w hierarchii, dominacja, pieniądze, autorytet) zadziałają. Molestują i krzywdzą w organizacjach i szkołach ci, którzy są na górze hierarchii – profesorowie, ojcowie zakonni, trenerzy. Mechanizm stawania się ofiarą wynika z naznaczenia ich i traktowania jako “mniej wartościowych”. Stąd też wtórna wiktymizacja – stajemy po stronie silnych, mocnych, bogatych, mających wiedzę, stanowiska, znanych, popularnych, pięknych. Każdy z nas taki chce być. Władza jest sexi. Każda i każdy z nas ma także kogoś, kogo uważa za mniej ważnego, gorszego, z kim nie trzeba się zbyt liczyć, kim można porządzić, coś kazać…. Również w szkole.[1]
fot. Dawid Stube – zdjęcia ze spektaklu „I tak nikt mi nie uwierzy”
Tylko fikcja czy rzeczywistość?
Ostatnim rzutem na taśmę wybrałam się do teatru przed kolejnym lockdownem. Było to dzień po przeczytaniu listu Anny Paligi, w którym oskarżyła władze uczelni łódzkiej Filmówki o mobbing.O przedstawieniu przeczytałam tylko tyle, że dotyczy spalenia ostatniej czarownicy na stosie. Nie myślałam, że będzie dla mnie tak trudne emocjonalnie i obudzi uśpione demony.
Spektakl „I tak nikt mi nie uwierzy” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina inspirowany jest losami Barbary Zdunk (Karolina Staniec) spalonej na stosie w warmińskim Reszlu w 1811 r., ponoć za podpalenie domu swojego kochanka, w więzieniu poddawanej torturom i wielokrotnie gwałconej. Ojciec (Roland Nowak) jawi się zarazem jako śledczy i pastor, o czym może świadczyć befka na szyi. Próbuje ustalić przebieg zdarzeń, chce poznać szczegóły. Barbara Z. musi więc opowiadać o swoich bolesnych doświadczeniach. Opisuje z detalami, że liczyła do 200, 300, 400, potem odmawiała litanię. Mówi, że patrzyła jakby z góry na to, co stryj robi z jej ciałem. Nie pamięta twarzy oprawców, nie przedstawia dowodów. Relacja Barbary Z. jest zbieżna z doświadczeniami ofiar gwałtów, które często nie potrafią złożyć przebiegu zdarzenia w logiczną i spójną całość, pamiętając tylko o nieistotnych szczegółach, a czasem nie pamiętając nic. Trudne zdarzenia wypierają albo im zaprzeczają, żeby ocalić jakąś cząstkę siebie. Wstyd zamyka usta ofiarom i świadkom. Śledczy w spektaklu chce uczynić z Barbary Z. uczestniczkę eksperymentu mającego wyjaśnić „zjawisko utraty instynktu samozachowawczego u kobiet”. Kobietę zamknięto w klatce, która wysyłała impulsy elektryczne. Barbara Z. nie była w stanie ich unikać. Później dano je możliwość przejścia na miejsce wolne od nieprzyjemnych impulsów elektrycznych, jednak bohaterka nie próbowała zmienić swej sytuacji. Nie podejmowała prób zmiany swojego położenia nawet wtedy, gdy przeniesiono je do celi, z której mogła łatwo uciec. Autorka spektaklu odwołała się do eksperymentu psychologa Martina Seligmana przeprowadzonego w latach 60-tych XX w. na psach. Jak zanotował w wynikach badań zwierzęta: „Sprawiały wrażenie, jakby się poddały i biernie akceptowały ból przewidziany w ramach eksperymentu.”[2] Barbara Z. podobnie jak psy uznała, że nie jest w stanie nic zrobić. Osoba narażona na przemoc może wyuczyć się bierności i bezradności.
fot. Dawid Stube – zdjęcia ze spektaklu „I tak nikt mi nie uwierzy”
Przesłuchujący Barbarę Z. pastor i ojciec zarazem nie bierze pod uwagę, że może ona doświadczać szeregu trudnych emocji od apatii, niepokoju, zażenowania czy wstydu, że może się obawiać, że osoba przesłuchująca nie uwierzy w zeznania. Nie pomaga jej, raczej oskarża ją o bierność. Według niego sama jest sobie winna. Barbara Z. wie, że nikt jej nie uwierzy, układaniem napisu z liter zawartych w tych słowach zaczyna się spektakl. Kobieta dla sędziego staje się niewiarygodna, bo jej wspomnienia są niepełne. Poza tym była zwykłą pasterką, niezamężną matką, a wiadomo, że im niższy status społeczny tym wiarygodność mniejsza. Niektórzy uważali, że była upośledzona, zbyt rozbudzona seksualnie. Nikt nie będzie jej bronił, ani sąd, ani kochanek, ani ci, którzy ją wykorzystywali. Jej trzy córki (Kamila Banasiak, Martyna Rozwadowska, Joanna Żurawska), choć ubrane w prawie jednakowe stroje, przedstawiają różne perspektywy. Jedna tęskni za więziami rodzinnymi, druga szuka zemsty, trzecia powtarza legendę, którą tworzy społeczeństwo, jakoby matka miała kontakt z szatanem i że jest czarownicą. Kobieta coraz bardziej zapomina o swej podmiotowości, nie potrafi nawiązać więzi z dziećmi. Widać to chociażby w scenie rozmowy z córką. W tej relacji może zaoferować rolę lalki, którą się niszczy, wyrywając ręce. Nie stać jej na czułość, delikatność, podczas czesania włosów córki, niemiłosiernie ją za nie ciągnie.
Spektakl traktuje nie tylko o losie kobiet w systemie patriarchalnym, ale także o przyzwoleniu na przemoc, nieumiejętności pomocy ofiarom i o milczeniu nakazującym zapomnieć o krzywdzie, z którą trudno jest żyć, o społeczeństwie, które stając po stronie oprawcy, przyczynia się do kolejnych bolesnych doświadczeń ofiary. Ta historia jest przerażająco aktualna, jeśli weźmie się pod uwagę chociażby wypowiedzi studentek i studentów szkół artystycznych, aktorów i aktorek, a także raporty dotyczące przemocy. Nie ma się co łudzić – nadal żyjemy w opresyjnym świecie. A przemoc rozpanoszyła się tak bardzo, że jej nie zauważamy. Spektakl obnaża działania wymiaru sprawiedliwości i pozostawia mnie z pytaniem czy władza jest po to, by sankcjonować przemoc w imię jakiegoś wyższego dobra? Jak to możliwe, że ludzie przypisują ofierze współodpowiedzialność za krzywdę i przemoc, której doświadczyła ze strony sprawcy? Ile wart jest los jednostki?
fot. Dawid Stube – zdjęcia ze spektaklu „I tak nikt mi nie uwierzy”
Niewiarygodna ofiara
A co jeśli sprawcą przemocy jest nauczyciel lub nauczycielka, ktoś, kogo uznajemy za autorytet?
Krzywdząca osoba wbrew powszechnej opinii nie jest kimś obcym, to najczęściej osoba, którą ofiara zna, której ufa. Książka “Rzeczy, o których nie rozmawiałyśmy, kiedy byłyśmy dziewczynami” jest po części pamiętnikiem, a po części zapisem rozmowy po 14-letniej przerwie od ostatniego spotkania autorki z przyjacielem z liceum i gwałcicielem jednocześnie. Nigdy nie złożyła przeciwko niemu oskarżenia. Jeannie Vanasco swój projekt traktuje jak autoterapię. To nie było jedyne wykorzystanie, którego padła ofiarą. Wspomina też o molestowaniu przez nauczyciela. Po złożeniu skargi część kolegów i koleżanek złożyła zeznania, jednak policja uznała, że prezentowane zachowania nie miały znamion przestępstwa. Dyrekcja uwierzyła uczennicy, ale nauczyciel pozostał na zajmowanym stanowisku, a ją przeniesiono do innej klasy. Poszkodowana widywała oprawcę na korytarzu, – nauczyciele z nim rozmawiali jakby nigdy nic. Ona sama cierpiała z powodu plotek, spojrzeń, zachowań i słów rówieśników i rówieśniczek. Nasuwa się pytanie, jak odpowiadać na pozbawione empatii, rzeczowe, szybkie próby wyjaśniania sytuacji przez przedstawicieli prawa. Np. na pytanie policji “Czy to możliwe, że dłoń się osunęła?”, autorka odpowiedziała, że mało prawdopodobne, choć możliwe. W jaki sposób osoba, która doznaje wielkiej, niezawinionej krzywdy ma zaufać sobie samej, swoim uczuciom i emocjom? Jakie koszty ponosi ofiara, funkcjonując w środowisku, w którym przebywa sprawca przemocy? Jak odnaleźć poczucie bezpieczeństwa, gdy żyje się w ciągłym strachu? Jak uchronić się przed zdegradowaniem poczucia tożsamości? Jak ma żyć w pełni, jeśli gniew, wstyd, wina za to, że nie potrafiła się obronić przypisywana jest ofierze nie tylko przez społeczeństwo, ale także przez nią samą? Autorka wspomina, że w swojej wcześniejszej książce opisała tylko jeden gwałt, bojąc się usłyszeć od ludzi, że przesadza. Obawiała się, że nie byłaby wtedy wiarygodna. I choć sprawca jest jedynym powodem wiktymizacji ofiary, to społeczność, rodzina czy instytucje swoją niewiarą w to, co pokrzywdzony mówi, pomniejszaniem tragizmu i znaczenia raniących doświadczeń, jak również obwinianiem pokrzywdzonego lub naznaczaniem negatywnymi określeniami, dostarczają kolejnych cierpień.
Studentki i studenci szkół aktorskich mówią o przekraczaniu granic przez wykładowców, o manipulacji, mitach panujących w teatrze. Dlaczego można to było robić tyle lat? Bo te granice nigdy nie były ściśle wyznaczone. Bo istnieje mit, który mówi, że do świętości, za jaką uznaje się sztukę prowadzi droga przez krew, pot i łzy. Tylko przekraczanie własnych granic zapewni Ci bycie prawdziwą/ym artystką/ą. Dla sztuki trzeba poświęcić też życie prywatne.
Sprawiedliwy świat
Zgodnie z hipotezą sprawiedliwego świata, której autorem jest Melvin Lerner od wczesnego dzieciństwa tkwimy w “kulturze zasługiwania”. Uczymy się, że za dobre uczynki czeka nas nagroda, a za złe kara, i że w sumie to od naszych działań zależy, co nas spotka. Tak jak w baśniach – zło zawsze ponosi klęskę. Postępując zgodnie z regułami, możemy kontrolować to, co nam się przydarza. Nie dostrzegamy, że nieszczęścia bywają niezawinione, odrzucamy nie pasujące do naszych przekonań zdarzenia, by chronić naszą koncepcję sprawiedliwego świata. Gdy w naszym otoczeniu pojawia się ktoś, kto na swój los nie zasłużył, kto zostaje pokrzywdzony, poszukujemy przyczyny, która za taki stan rzeczy odpowiada. Zaczynamy intensywniej przyglądać się ofierze, by znaleźć te wszystkie fragmenty zachowania, które “sprawiły”, że została skrzywdzona. Zapewniamy sobie w ten sposób iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, że nas to nie dotyczy, bo nie złamaliśmy żadnych zasad. To są właśnie konsekwencje wiary w sprawiedliwy świat. Wierzącym w to, że każdy dostaje, to na co zasłużył brakuje współczucia, ponieważ ich zdaniem, osoby pokrzywdzone znalazły się tam z własnej winy, dlatego krytycznie się do nich odnoszą. W kulturze zasługiwania winny musi się znaleźć. Nieważne, że staje się nim ofiara. [3]
Frank Diaz, Deb Young, „Babes in Woods”
Wobec autorytetu
Stanley Milgram w 1963 r. przeprowadził eksperyment, w którym zamierzał sprawdzić, czy ludzie będą skłonni wykonywać nieakceptowalne społecznie polecenia pod wpływem autorytetu. Uczeń był podłączany do urządzenia generującego wstrząsy elektryczne, Nauczyciel czytał uczniowi serię par słów, a następnie sprawdzał odpowiedzi. Jeśli była nieprawidłowa nauczyciel miał za zadanie „ukarać go” wstrząsem elektrycznym. […] Nauczycielom powiedziano, że przy każdej kolejnej niepoprawnej odpowiedzi powinni udzielać coraz silniejszych wstrząsów. Przy napięciu 315 V jego odpowiedzi przestawały się wyświetlać. Nauczyciel był instruowany, aby brak odpowiedzi traktować jako odpowiedź błędną i generować kolejne wstrząsy. Gdy badacz mówił uczestnikom, aby kontynuowali badanie, 65% z nich posłusznie dalej aplikowało wstrząsy o maksymalnej mocy nawet wtedy, gdy uczący się przestawał reagować na pytania. Co powoduje, że człowiek staje się posłuszny wobec autorytetu do tego stopnia, że może poważnie skrzywdzić drugą osobę?
Przeprowadzono szereg wariantów tego eksperymentu w celu zbadania granic posłuszeństwa. Gdy zmieniano pewne okoliczności sytuacji, uczestnicy byli mniej skłonni do aplikowania wstrząsów (Milgram, 1965). […] Wyniki uzyskane w wariantach eksperymentu pokazują, że gdy człowieczeństwo osoby, której aplikowano wstrząs, było bardziej wyeksponowane, poziom posłuszeństwa malał. Podobnie, gdy autorytet badacza obniżał się, posłuszeństwo również”. [4] Pięćdziesiąt lat później badania Stanleya Milgrama powtórzyli polscy psycholodzy Dariusz Doliński, Tomasz Grzyb i okazało się, że nadal, jako ludzie, jesteśmy niebywale posłuszni, jeśli ktoś tylko wie, jak to posłuszeństwo w nas wywołać. [5]
Koło w ruch
Jeden kamyk rzucony w wodę roztacza coraz szersze kręgi. Wystarczy głos jednej odważnej osoby, która nazwie rzeczy po imieniu, by coś drgnęło. Oświadczenie Anny Paligi, która zabrała głos w sprawie mobbingu na Wydziale Aktorskim PWSFTiT sprawiło, że studenci i adepci szkół teatralnych przerwali milczenie. Mówią o stosowaniu wobec nich zarówno przemocy psychicznej jak i fizycznej. Najbardziej charakterystyczną cechą tej pierwszej jest fakt, iż rozpoczyna się ona niepostrzeżenie, dlatego tak trudno ją z początku zdefiniować. Mogą to być drobne krytyczne uwagi dotyczące wyglądu, żarty, przytyki. Sprawca często manipuluje, powołując się na wartości, mówiąc na przykład „robię to dla Twojego dobra”, narzuca własne sądy, wyśmiewa, oskarża, poniża, upokarza albo szantażuje. Najbardziej dotkliwe jest to wtedy, gdy czyni to w obecności innych osób. Przerwanie zmowy milczenia jest szczególnie trudne, gdy tkwimy w zależności hierarchicznej. Sieć wzajemnych powiązań skutecznie sznuruje usta. Przekonanie, że „aktora trzeba złamać”, żeby był świetny w zawodzie odchodzi do lamusa. I choć pojawiają się zarzuty, że dziewczyna znalazła sposób na drogę do kariery, to podważanie jej zdania i relacji innych studentów wiąże się z chęcią zachowania świata, który stracił swoją rację bytu. Te głosy są dla mnie aktem wielkiej odwagi, zmuszają też do refleksji nad stosowanymi przez pedagogów metodami nauczania. Stosowanie przemocy nie ogranicza się tylko do wyższych szkół teatralnych. Hierarchia jest w każdej szkole.
Może warto odpowiedzieć sobie na kilka pytań:
Czy cel zawsze uświęca środki?
Co w naszej pracy jest najważniejsze – rozwój ucznia czy realizacja podstawy programowej?
Czy my sami swoimi działaniami nie wzbudzamy strachu, czy nie umniejszamy poczucia własnej wartości, czy nie pozbawiamy uczniów i uczennic zaufania do nich samych i ich kompetencji?
Jak często zwracamy się do ucznia/uczennicy w sposób, w który nie zwrócilibyśmy się do koleżanki czy kolegi?
Jak często podcinamy skrzydła uczniom, podkreślając i wyolbrzymiając błędy?
Czy zwracamy im uwagę przy innych?
Czy zdarza nam się podnieść głos?
Czy używamy manipulacji, żeby osiągnąć cel?
Jakimi przewagami dysponujemy w relacji z dzieckiem i jak je wykorzystujemy, żeby dostać to, na czym nam zależy: ciszę, spokój, dobre wyniki na sprawdzianie, przeczytaną lekturę, sprawne wykonywanie zadań na lekcji, posłuszeństwo?
Justyna (Inka) Ilasz
Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie – “I tak nikt mi nie uwierzy” Jolanty Janiczak
reżyseria Wiktor Rubin
scenografia Łukasz Surowiec
kostiumy Hanna Maciąg
muzyka Krzysztof Kaliski
reżyseria światła Jacqueline Sobiszewski
prapremiera 19 czerwca 2020
CZYTAJ WIĘCEJ O SPEKTAKLU
Przypisy:
[1] Iwona Chmura-Rutkowska, “Być dziewczyną – być chłopakiem i przetrwać. Płeć i przemoc w narracjach młodzieży”, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2019.
[2] „Psychologia” Rose M. Spielman, William J. Jenkins, Marilyn D. Lovett, Joanna Czarnota-Bojarska, 2020, s.510 – CZYTAJ
[3] Potwierdzenie dotyczące szkodliwości działań niektórych instytucji możemy odnaleźć w raporcie „Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet i problem gwałtu w Polsce”, Fundacja Feminoteka, Warszawa 2011, s.19: „Przestępstwa gwałtu charakteryzują się niewielką liczbą zgłoszeń ze względu na wstyd i traumę, jaką przeżywa zgwałcona osoba, a także z powodu braku przeszkolenia i wsparcia ze strony instytucji mających pomóc ofiarom oraz odpowiednich procedur. […] Częstym przypadkiem jest brak odosobnionego pokoju przesłuchań dla kobiet, zeznania przyjmuje funkcjonariusz (a nie funkcjonariuszka), który dywaguje, czy to na pewno był gwałt i czy ofiara nie prowokowała strojem. Istnieją udokumentowane nierzadkie przypadki, kiedy policjanci i policjantki pozwalali sobie na niewybredne komentarze pod adresem ofiary. Obecnie procedury pomocy ofierze gwałtu i procedury współpracy między wymiarem sprawiedliwości a służbą zdrowia lub instytucjami pomocowymi są albo fikcją w wielu miejscach.” i dalej na s. 25: „Ofiary bowiem najczęściej pozostawione są same sobie, i nadal – chodź dziś już wiemy, że to zbyt trudne – radzi się im, by o wszystkim zapomniały” – CZYTAJ
„Przełamać tabu, raport o przemocy seksualnej” pod redakcją M. Grabowskiej, A. Grzybek, Fundacja na Rzecz Równości i Emancypacji Ster 2016 r. – CZYTAJ
[4] „Psychologia” Rose M. Spielman, William J. Jenkins, Marilyn D. Lovett, Joanna Czarnota-Bojarska, 2020, s. 416.
[5] Wyniki badań zawarte zostały w ich książce „Posłuszni do bólu. O uległości wobec autorytetu w 50 lat po eksperymencie Milgrama”, Sopot 2020.