Pierwszy raz o Finale WOŚP dowiedziałam się od swojej nauczycielki, która była jednocześnie drużynową ZHP. Widziałam jak zaangażowana wciąga do pomocy kolejnych nauczycieli, organizuje sztab, ustala, że w niedzielę w szkole będzie impreza otwarta dla wszystkich z ulicy.
W tamtych czasach oddolne akcje były zdecydowaną egzotyką. A ona konsekwentnie rozmawiała z dyrektorem, rodzicami i samorządem. Ustalała z innymi nauczycielami, woźnymi, co i jak będzie potrzebne itp. My, uczniowie mogliśmy pomagać – najpierw niepewnie, ale ona nam ufała, więc daliśmy radę. Pomagaliśmy chętnie, organizowaliśmy konkursy, koncerty, pokazy – przez cały dzień nie mogło być nudno.
To był ważny dzień. Zbieraliśmy pieniądze na ważny cel.
Nikt w tamtym czasie nie musiał nas motywować, sami przychodziliśmy po kolejne zadania, zapraszaliśmy znajomych, organizowaliśmy sprzęt i potrzebne rzeczy od sąsiadów i rodziny. Cieszyliśmy się tym i mieliśmy poczucie misji, sprawstwa, tego, że uczestniczymy w czymś naprawdę wielkim, że zmieniamy świat dla siebie i innych. Nikt nie pytał, co z tego będzie miał. Od rana w gotowości, cały dzień na nogach – rodzice wpadają, wrzucają do puszki i widząc ich uśmiech, wiemy, że są z nas dumni. Do nocy pomagamy woźnym sprzątać szkołę, kiedy nauczyciele i rada rodziców liczą pieniądze. Nocą, zmęczeni, nie możemy spać, bo czekamy na wynik zebranych pieniędzy. I to pytanie: ile uzbieraliśmy wszyscy w kraju? Radość z pierwszych szacunkowych wyników oglądanych w ostatnim wejściu TV.
Żyjemy tym dniem jeszcze długo. A potem, rok za rokiem jesteśmy jeszcze bardziej zaangażowani. Skoro raz się udało – uczymy się, poprawiamy, robimy lepiej – działamy. Kiedy kończymy szkołę, zostajemy po latach z żywym wspomnieniem tych dni, kompetencjami, które było nam dane rozwinąć i odkryć, bo doświadczyliśmy. Nie pamiętamy, co było dokładnie na WOSie, ale edukację obywatelską mamy w sobie, bo w niej uczestniczyliśmy na żywo. Wystarczył jeden dzień w roku z Jurkiem Owsiakiem i naszą nauczycielką. .
Każdy z nas ma swoje wspomnienia z pierwszych, kolejnych i obecnych Finałów WOŚP. Idę o zakład, że olbrzymią część tych wspomnień wypełniają nauczyciele. Ci którzy dostrzegli w tym sens i zainicjowali, którzy wspierali nas, jak umieli najlepiej, którym się chciało zaangażować i zorganizować przestrzeń, dla nas – dzieci, uczniów, młodych. Wyszliśmy z ławek i uczyliśmy się edukacji obywatelskiej w praktyce, w tłumie ludzi, na zimowych ulicach naszych miejscowości, ze zmarzniętymi dłońmi i ogniem w sercu, uśmiechem na twarzach, dziękując za każdy grosz i przyklejając serduszka na kurtki obcych ludzi, jak pieczątki…
Obecnie, kolejne pokolenie młodych wychodzi na ulicę w strajku klimatycznym, walczy o prawa osób LGBT+, walczy o prawa kobiet, prawa człowieka, organizuje pikiety, maratony pisania listów itp. Kipi w nich olbrzymia wrażliwość społeczna, otwartość na siebie i innych. To pokolenie potrafi się w pokojowy sposób zorganizować i zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych. To ludzie z poczuciem humoru, czujni, zorientowani w świecie. Może nie znają ważnych dat, dopływów rzek, wzorów i definicji, ale codziennie wymieniają między sobą tysiące wiadomości, umieją się sami wspierać w słusznej sprawie, znają języki i czytają newsy z całego świata, mają znajomych w świecie, z którymi porozumiewają się na bieżąco: grając w sieci, uczą się błyskawicznie nowych technologii i sposobów działania algorytmów social mediów, potrafią zbudować społeczność wokół siebie i swojej sprawy i o nią zadbać.
Mam głębokie przekonanie, że to mogą być Ci sami uczniowie, którym przed laty jakiś “dorosły” pokazał m.in. czym jest WOŚP. Niektórzy z nich na swoich zdjęciach z wczesnego dzieciństwa mają w tle szpitalny sprzęt z serduszkiem. W większości urodzili się już w świecie, w którym uczestnictwo w Finałach WOŚP, bez względu na to czy wysyłamy sms, wrzucamy do puszki, czy licytujemy na koncertach itp. jest ważne, nie znają świata bez Orkiestry. Doświadczyli tego, co budujemy wszyscy od lat, a co daje nam poczucie bycia razem w ważnej sprawie i uczy, że to działanie jest skuteczne.
Tą lekcję odrabiamy od 29 lat, jako społeczeństwo i nadal mnie zadziwia, że mimo olbrzymich zasobów wypracowanych “w boju”, trzymamy się kurczowo zapisów podstawy programowej o odpowiedzialności społecznej, wrażliwości i aktywności. I zastanawiam się gdzie bylibyśmy jako kraj, gdyby WOŚP był wpisany do podstawy programowej? Chwileczkę, czy ktokolwiek przez te lata mówił nauczycielom: “Macie obowiązek zorganizować WOŚP w swojej szkole, bo jak nie to kuratorium?” Czy ktoś prosił o zatwierdzone plany, cele, metody pracy, innowacje? Nie!
A przecież było wszystko: integracja, planowanie, aktywizacja społeczna, budowanie motywacji wewnętrznej, neurodydaktyka (neurony lustrzane liderów), samodzielność, organizacja, wiedza o bezpieczeństwie, uważność, empatia, społeczeństwo obywatelskie, współpraca, wrażliwość społeczna, nauka przez doświadczenie, gry miejskie, kreatywność, orientacja w terenie, odpowiedzialność za siebie i innych… Można tak bez końca.
Jeżeli obecnie, jako nauczyciele czujemy, że nam i naszym uczniom gra w duszy i sercu potrzeba zbudowania dobrych relacji, bycia razem w tym szczególnie trudnym czasie, to nie chowajmy się za podstawą programową, oceną śródroczną, oceną z zachowania, rankingiem uczniów czy średnią ważoną. Zróbmy to, co umiemy najlepiej – zaopiekujmy się tym, co jest ważne, dajmy uczniom przestrzeń, zaprośmy do siebie z taką samą gościnnością, jak sami chcielibyśmy być przyjęci przez kogoś w nowym nieznanym miejscu.
Wiktoria Niedzielska-Galant