Patrząc z perspektywy edukacji przedszkolnej trudno myśleć o nauce jako o procesie oderwanym od zabawy. W naturze dziecka jest ciekawość świata, wielostronne zainteresowania, spontaniczne zadawanie pytań i poszukiwanie na nie odpowiedzi. Poprzez swobodną obserwację, eksperymentowanie, doświadczanie wielozmysłowe i możliwość energetyzującej współpracy w grupie dzieci zaspakajają swoje potrzeby poznawcze i realizują naukowe pasje.
To prawdziwa badawcza aktywność – w najczystszej postaci – zachęcająca do samodzielnego myślenia i podsycają motywację do dalszych, samodzielnych poszukiwań.
EKSPERYMENTY, DOŚWIADCZENIA I OBSERWACJE – CZYLI DOBRA ZABAWA!
Edukacja przez doświadczenie to proces, w którym dziecko konstruuje wiedzę, nabywa umiejętności i zmienia swoją postawę pod wpływem osobistego bezpośredniego doświadczenia. W dobie, kiedy rozwój nauk społecznych, psychologii i pedagogiki przeżywa prawdziwy rozkwit, a dostęp do tych treści jest na wyciągnięcie smartfona, wydawałoby się, że każdy powinien wiedzieć, co i jak należy robić, aby edukacja przedszkolna była efektywna i efektowna. Chętnie podzielę się swoim doświadczeniem walki z demonami ograniczającymi dziecko i jego naturalną chęć poznawania świata.
STRACH
„A oni mogą mieć takie duże „dorosłe” nożyczki w swoim kąciku? Nie zrobią sobie krzywdy?”
„A w kąciku kuchennym, pani się nie boi, że jak mają prawdziwe szklane naczynia, to się pokaleczą?”
„A czy on może się tak wspinać?”.
Strach ukryty w tych komunikatach towarzyszy nie tylko studentkom i studentom, którzy odwiedzają nasze przedszkole, ale także nauczycielkom z którymi wymieniam się doświadczeniami i metodami pracy oraz rodzicom. Kiedy strach ma wielkie oczy, żadne tłumaczenia i zapewnienia osób trzecich nie sprawią, że przestaniemy się bać. Kiedy pierwszy raz dałam trzylatkowi wielkie krawieckie nożyczki by pocięło karton, z którym nie mogło sobie poradzić, byłam oblana potem i siedziałam obok niego dosłownie z duszą na ramieniu. Do tej pory mam ograniczone zaufanie i nie mogę powiedzieć, że się nie boję. Po kilkunastu latach pracy polegającej na pozwalaniu dzieciom dosłownie eksperymentować i swobodnie działać, mogę jednak stwierdzić, że strach jest złym doradcą. Lęk dorosłego ogranicza potencjał dziecka. I nie chodzi teraz, aby bezmyślnie rzucić dzieci na głęboką wodę i zamknąć je w warsztacie pełnym narzędzi, bez nadzoru i opieki. Żadna skrajność nie jest dobra. Chciałabym jedynie podkreślić, że dobrze pokierowany proces edukacji, zapewnienie odpowiednich przyborów i warunków do eksplorowania, towarzyszenie dziecku, czujność dorosłego, stopniowe budowanie zaufanie do umiejętności dziecka, wydaje mi się kluczowe do zminimalizowania w sobie strachu. Dzieci nieograniczone obawami rodzica/nauczyciela, uczą się wyciągać wnioski, szukać rozwiązań, stopniowo przestając polegać na nieomylnym, wszechwiedzącym dorosłym.
LENISTWO
Innym czynnikiem, który ogranicza swobodę działania dziecka, jest niestety lenistwo dorosłych. Nie rzucam teraz kamieniem, bo sama jestem czasami zakładniczką tego stanu. Komunikaty:
„Nie rób”
„Będzie bałagan”
„Nie teraz”
„Może później”
To słowa wytrychy, którymi bardzo łatwo zgasić entuzjazm dzieci. Przedszkolak, który instynktownie zaspakaja swoje procesy poznawcze przez szeroko rozumiane doświadczanie świata, nie jest wstanie racjonalnie ocenić i zaspokoić potrzeb (ładu, spokoju, porządku, lekkości) osoby dorosłej. Mając podstawową wiedzę w zakresie rozwoju dziecka oraz metod uczenia się małych dzieci, przychodzi mi refleksja, że moja postawa i nastawienie ma decydujący wpływ na to, czy stworzę dzieciom odpowiednie warunki do nauki. Czy mam prawo czuć się zmęczona? Czy może mi się niechcieć? Czy może mi zależeć na ładzie i porządku? Może. I teraz co dalej? Jak pracować, by potrzeby obu stron były zaspokojone? Nie podam tu recepty (bo to temat raczej na książkę, a nie artykuł) ale samo uświadomienie sobie swoich własnych słabości i potrzeb jest początkiem dialogu i zrozumienia potrzeb dziecka. Kiedy ma ono np. ochotę ciąć kartkę na drobne kawałeczki, na 10 minut przed zamknięciem przedszkola i kiedy już nie chce mi/nam się tego sprzątać, to defacto zależy nam na porządku, a nie na tym aby dziecko nie wycinało. Jeśli nie wiemy, co zrobić by nasza postawa była wspierająca dla dziecka, to zachęcam do skorzystania z takich lektur jak np. „Porozumienie bez Przemocy” Marshall’a B. Rosenberga i „Minimediacje z dziećmi” Katarzyny Dworaczyk. Doświadczenie mi podpowiada, że wiele rzeczy da się pogodzić, wypracować i znaleźć rozwiązania zadawalające obie strony.
RUTYNA
Mając świadomość, że dziecko uczy się najlepiej przez szeroko rozumianą zabawę, doświadczanie i eksperymentowanie, to trudno nie wspomnieć o negatywnym znaczeniu rutyny i kurczowego trzymania się przekonań na temat edukacji. Jeśli uwierzymy, że powielane od lat schematy i metody są jedyne i słuszne, aby dzieci osiągały konkretne kompetencje, to niestety nigdy nie pochylimy się nad innowacjami, nowatorskimi sposobami i narzędziami. Przez 13 lat pracy w przedszkolu, miałam okazję obserwować szereg zmian, jakie zachodziły w obszarze podejścia do edukacji i znaczenia swobody w kształtowaniu u dzieci postawy otwartości i ciekawości. Nie chcę krytycznie podchodzić do metod podających, gdzie nauczyciel jest nieomylny i dosłownie na tacy podaje wiedzę, gdyż jednocześnie wierzę, że równowaga ma znaczenie. Z kolei w nowatorskich metodach bardzo łatwo pomylić swobodę ze swawolą, a autorytet nauczycielki można przekreślić jednym zdaniem „Oni nic nie robią, tylko się bawią”. Pokaz, instrukcja, nauczenie czegoś konkretnego niejednokrotnie wiąże się z konkretnymi umiejętnościami osoby dorosłej. Ciężko oczekiwać, że dziecko samodzielnie, przez eksperymentowanie, nauczy się wiązać sznurówki butów na kokardki. Co najwyżej porobi supełki i to jest też okey! To jest właśnie to co rozumiem pod hasłem „stop rutynie”. I czasami też mam dość i zalewa mnie brak cierpliwości lub brak pewności, ale w środku gdzieś czuję, że wychodzenie poza własne schematy i przekonania (Tylka ja wiem, jak należy wiązać buty) jest jedynym sposobem, by otworzyć przestrzeń edukacyjną dzieciom i odpowiedzialność za proces nauki przełożyć na ich stronę.
UWAGA ZMIANA – NIE PRZESZKADZAĆ
Z uśmiechem obserwuję, że coraz częściej, coraz swobodniej i coraz bardziej świadomie nauczycielki i nauczyciele sięgają po aktywizujące metody oparte na zabawie, swobodzie, eksperymentowaniu, projektach badawczych, obserwacjach przyrodniczych itp. Rozwój nauk społecznych wskazuje na słuszność metodyki opartej na takich założeniach. Tym bardziej rozwijanie własnych kompetencji nauczycielskich stawiam sobie dość wysoko. Chcesz by dzieci były ciekawe świata – ty najpierw bądź ciekawa, chcesz by dzieci były spontaniczne – najpierw ty sobie pozwól na więcej luzu i swobody, chcesz by dzieci były empatyczne – najpierw ty okaż empatię, itd. I choć brzmi to wszystko bardzo patetycznie i idealistycznie, to ja głęboko wierzę, że nauka ma dopiero wtedy sens, kiedy my sami zrozumiemy, na własnym doświadczeniu, na własnych błędach i na własnych sukcesach, czym ta nauka właściwie jest. W przedszkolu na początek zazwyczaj wystarczy dać dzieciom garść inspiracji, więcej swobody i nie przeszkadzać.
Barbara Gryka
Po przeczytaniu artykułu mam taką oto refleksję. Po 37 latach pracy ile w moim postępowaniu zawodowym jest strachu? Lenistwa? Rutyny? Potrzeba dobrego dystansu aby przyjrzeć się swojej pracy i działaniom, które podejmuję. Więkla nauka w przedszkolu? To możliwe! Przez całe zawodowe życie.
Czekam na książkę 🙂
Pozdrawiam pani Basiu