Wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała edukacja po osiemnastym stycznia. Czy mamy szansę wrócić do szkoły? Nie wiemy też, czy będzie to nauczanie stacjonarne, czy hybrydowe w potocznym znaczeniu.
Po nazbyt entuzjastycznych informacjach o szczepionce, Premier wprawdzie zapowiadał, że po feriach wracamy do szkolnych murów, ale posiedzenie Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży, podczas którego Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek miał przedstawić informacje na temat „przygotowania szkół do długoterminowego prowadzenia nauki w trybie zdalnym w czasie epidemii koronawirusa SARS-CoV-2 i wywołanej nim choroby COVID-19, nowej podstawy programowej nauczania dla uczniów szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych, a także nowych zasad rekrutacji na studia wyższe organizowane w ramach uczelni publicznych” tradycyjnie nie przyniosło żadnych konkretnych odpowiedzi na zasygnalizowane w temacie spotkania problemy.
Jeszcze większą niewiadomą jest program szczepień. Wszyscy nauczyciele nie zostali włączeni do pierwszej fazy szczepień. Kolejny raz widzimy, że absolutnie ani my, ani nasza praca nie jest ważna dla rządu i nikt chyba nie widzi, że ma ogromny wpływ na funkcjonowanie państwa. Ważniejsi są choćby zabezpieczeni maskami, przyłbicami, tarczami oraz oddzieleni od tłumu na długość pałki teleskopowej policjanci, którzy czując zagrożenie mogą użyć gazu pieprzowego, niż nauczycielki i nauczyciele przedszkoli z dziećmi na kolanach, czy szkół zamknięci z kilkudziesięcioma osobami w klasie. Może teraz do retoryki, że „szkoły przecież nie zarażają” dołączy się jeszcze bon mot typu: „Świeże powietrze jest trujące”? Skoro w szkole jest bezpieczniej niż na ulicy?
Kiedy poinformowano, że pierwsze dawki zakupionych szczepionek trafią do pracowników służby zdrowia, pacjentów DPS, służb mundurowych oraz seniorów, środowisko nauczycieli podzieliło się na tych, którzy byli oburzeni faktem, że znów nas pominięto, oraz tych, którzy od razu stwierdzili, że nie pozwolą na sobie eksperymentować! Żadne szczepionki! Ba, żadne testy przesiewowe! Fora nauczycielskie wciąż rozgrzane są do czerwoności od dyskusji.
Nie jestem entuzjastą szczepień chociaż wiem, że wyeliminowały wielu chorób i ratują życie. Od lat stoję na stanowisku, że szczepimy zbyt wiele, zbyt małe dzieci i absolutnie nie powinno się używać szczepionek połączonych, bo najzwyczajniej trzeba dać czas, aby organizm uporał się z jedną dawką, a nie bombardować bronią atomową. I nade wszystko uważam, że należy badać, badać i jeszcze raz badać, zanim cokolwiek się poda dziecku, czy dorosłemu. Moje traumatyczne doświadczenia
z córką, która urodzona zdrowa, po pierwszej szczepionce, jeszcze w szpitalu miała wyraźne objawy, które powinny zaalarmować fachowców, chociaż alarmowały tylko mnie – młodą i „przewrażliwioną” matkę. Po drugim szczepieniu zapadła w śpiączkę.
Dlatego jak nikt rozumiem obawy wszystkich, którzy nie chcą się szczepić, ale może przestańmy chociaż opowiadać bzdury, choćby takie, że zostanie nam zmienione DNA? Czy uważająca się za jedną z najbardziej wykształconych grupa zawodowa będzie powtarzała argumenty z końca XVIII wieku? Wtedy to, po eksperymentalnych szczepieniach lekarza Edwarda Jennera, który ropę od osoby zarażonej krowianką umieścił w nacięciu na ramieniu ośmioletniego Jamesa Phippsa uważano, że szczepionym w ten sposób wyrosną rogi! Wypisałam sobie kilka często pojawiających się argumentów, które uważam za obrażające naszą inteligencję: będzie bolała mnie ręka, będę miała brzydki ślad na skórze, w razie gorączki nie można iść do pracy, wszczepią mi chip, którym będą mnie podglądać i sterować świadomością, po szczepieniu stracę na zawsze płodność, wszczepią mi jakąś długofalowo rozwijającą się chorobę, bo jest nas za dużo, wirusa nie ma, więc nie ma się przeciwko czemu szczepić…
To tylko mały wycinek z tego, jaki komunikat o nas idzie w świat. Nie wiem, czy będę się szczepić, czy nie. Czekam na obiecane testy przesiewowe, które są w moim województwie zaplanowane na połowę stycznia i pominę milczeniem nauczycielskie głosy, że „chcą nam tymi badaniami zabrać ferie”.
Beata Wermińska
Nauczycielka, autorka programów nauczania do języka polskiego, oraz przedmiotów zawodowych, scenariuszy lekcji muzealnych, wychowania teatralnego i filmowego. Współpracownik Wspierania Edukacji przy Stowarzyszeniu Dolina Lotnicza, kreator zajęć na Politechnice Dziecięcej. Egzaminatorka, autorka zadań i skryptów. Od 15 lat felietonistka Nowego Dziennika w Nowym Yorku. Autorka wierszy, scenariuszy teatralnych i kilku początkowych rozdziałów thrillera kryminalnego, którego akcja rozgrywa się w szkole. Pasjonatka podróży szlakiem zamków i pałaców w Europie. Trochę malarka, trochę wizażystka, trochę niespokojny duch, a przede wszystkim mama Kingi i Maksa oraz 5 kotów i jednego psa.
Mam raczej 100% pewność, że u mnie nie będzie hospitalizacji, bo covid przechorowałam niemal bezobjawowo. Po co więc mam się szczepić? Szkoda czasu.
Nie ma co się dziwić nauczycielom i w ogóle wszystkim osobom, że są w rozterce, szczepić się czy nie. Może jakby rząd zachował spokój i racjonalne podejście, to by to udzieliło się też reszcie. A tutaj z jednej strony szczepienia są dobrowolne, a z drugiej ci co nie będą chcieli się zaszczepić mogą liczyć się z późniejszymi problemami w pracy…
Odnoszę takie samo wrażenie. Brak nam rzetelnych, merytorycznych informacji i zaufania.
Jestem nauczycielem i nie mam zamiaru się szczepić. Poczekam na bardziej wiarygodne wyniki i skutki szczepienia. Za dwa lata Może się zdecyduję. Tyle tylko,że jak każdy wirus, będzie się zmieniał i nie skończy się na tych pierwszych szczepieniach.
Jestem w rozterce. Z jednej strony zaszczepiłabym się w nadziei, że to pomoże mi uchronić się przed chorobą, ale z drugiej mam tak traumatyczne doświadczenia z moim dzieckiem, że po prostu się boję, wiec też czekam.
Tak ,dokładnie osobiście nie mam zamiaru zgłaszać się na badania w czasie ferii. Nie będę kolejne dwa tygodnie i w dodatku na urlopie,który nam tak wspominają,przykuta do miejsca i terminu. Planowałam wyjaz ,z którego musiałabym zrezygnować.Po feriach bardzo chętnie.
Jeśli jest Pani zdecydowana na szczepienia, to może warto?
Dzięki ale ja nie chce szczepienia.
Jest wiele osób, które mają swoje powody by się nie szczepić i ja to rozumiem. Chodziło mi raczej o tych, którzy raz chcą, zaraz potem nie, jednego dnia tak, drugiego siak.