Wyobraźcie sobie, że uczniowie nazywają Waszą szkołę „klubem 555”. Że codziennie rano chętnie wstają o godzinie 5:55, żeby zdążyć na zajęcia. Wyobraźcie sobie, że są aktywni, że cały czas zabierają głos, że przygotowują się do zajęć. A przede wszystkim, wyobraźcie sobie, że to, czego dowiadują się na zajęciach starają się wdrożyć praktycznie w swoje życie, że starają się doskonalić, rozwijać, być lepszymi ludźmi.
I dodam jeszcze jedno, najważniejsze, to jest możliwe, a nawet już dzieje się naprawdę.
Mam tutaj na myśli społeczność internetową „Klub 555” (www.klub555.pl) stworzoną na Facebooku przez Fryderyka Karzełka, a która to społeczność rozlała się już na świat rzeczywisty, na świat offline. Fryderyk, jak sam mówi, „budzi ludzi codziennie do życia”, aby zainspirować do rozwoju osobistego (a więc tego, nad czym jako nauczyciele pracujemy w szkole).
Zacznę jednak od uwagi wskazującej no kontekst mojego zainteresowania filozofią Fryderyka. Należę do pokolenia 40/50-latków. Szkoła naszej młodości z pewnością nie stanowiła wzoru edukacji (nauczycielka chemii w mojej SP nr 6 im. Hanki Sawickiej w Toruniu zaczynała lekcje słowy: „No co młotki, znowu nic nie umiecie?”, nauczyciel fizyki w czasie lekcji wchodził do kantorka i popijał alkohol, ba, zaufanych uczniów wysyłał w czasie lekcji po piwo do sklepu i suchy chleb dla nutrii, które hodował, że nie wspomnę już o ogólnej skłonności do przemocy fizycznej ze strony nauczycieli, która – nie wiedzieć czemu – była powszechnie akceptowana).
Mimo tych okoliczności wyszliśmy na ludzi (a przynajmniej część z nas). Przypuszczam, że być może niektórzy z nas nawet chcieliby wrócić do tamtych czasów, ale chyba raczej do młodości jako takiej, niż do standardów ówczesnej edukacji.
Jesteśmy zatem pokoleniem edukacyjnych deficytów i złych doświadczeń, które każdy musi przezwyciężać na własną rękę. Że takie deficyty istnieją i że wciąż z nimi się zmagamy wnoszę choćby z faktu niewątpliwego sukcesu niezwykłej „szkoły” i jej charyzmatycznego „dyrektora”, czyli z sukcesu „Klubu 555” i jego szefa, Fryderyka Karzełka, który ostatnimi czasy zyskał dużą popularność w mediach społecznościowych.
Czym jest ta niezwykła „szkoła”, do której teraz, jako ludzie dorośli chcemy chodzić, mimo, iż nie ciąży już na nas żaden ustawowy obowiązek edukacyjny. Czego chcemy się tam nauczyć? Co znajdujemy tam teraz, a czego nie znaleźliśmy wtedy, w szkołach naszego dzieciństwa? A przede wszystkim, czy teraz to „coś” jest już do odnalezienia we współczesnej polskiej szkole, ewentualnie, czy to „coś” może się tam pojawić.
Już sama nazwa „Klubu 555” powinna nam wiele podpowiadać – klub jest czymś pozytywnym, czymś na „piątkę”. Klubowicze (= uczniowie) spotykają się codziennie rano o godz. 5:55. Zazwyczaj Fryderyk wita przybyłych mówiąc trzykrotnie „dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry”, po czym dzwoni dzwoneczkiem i mówi „obudź się”. Następnie podaje „rytualne informacje” (datę, święta wypadające tego dnia itd. = data, temat lekcji itd.) i uruchamia tzw. „intro”, czyli filmik, rodzaj czołówki „Klubu 555”. Po wyemitowaniu „intro” Fryderyk przechodzi do tematu spotkania, którego punkt wyjścia stanowi zazwyczaj inspirująca historyjka.
Spotkania zorganizowane są w trzynastotygodniowe cykle, każdy tydzień poświęcony jest jednemu nawykowi. Nawyków jest 13, m.in.: samodyscyplina, planowanie, praca, finanse, permanentny rozwój osobisty, czas dla siebie, relacje i zdrowie itd. W warunkach szkolnych tematy te można oczywiście wymienić na tematy naszych przedmiotów.
Klubowicze (= uczniowie) wstają zatem rano i na żywo biorą udział w audycji (= uczą się) – mogą zadawać pytania i pisać komentarze w czacie, a prowadzący, w miarę możliwości na nie odpowiada. Więcej, ponieważ temat audycji zapowiadany jest dzień wcześniej, to okazuje się, że klubowicze (= uczniowie) wyszukują stosowne cytaty, a nawet dłuższe historie (nierzadko sięgając do dzieł klasyków) i wprowadzają to do tematu rozmowy (= uczniowie przygotowują się do lekcji, odrabiają niezadane zadanie domowe).
Jako nauczyciele, rodzice, zwróćcie proszę teraz uwagę na jedną rzecz. Udział w tych porannych spotkaniach jest nieobowiązkowy, a mimo to kilka tysięcy ludzi wstaje rano i z pełną motywacją spędza 20-30 minut w klubie szukając inspiracji dla własnego rozwoju, do nauki. Warto też podkreślić, że średnia wieku klubowiczów to 40-50 lat, czyli właśnie moje pokolenie. A więc z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że chwile po klubie wychodzą do pracy, a mimo to codziennie pojawiają się na spotkaniu klubu.
A teraz spróbujcie przenieść to do współczesnej szkoły – z jakim trudem uczniowie docierają na godzinę ósmą na lekcje, z jaką motywacją tam się pojawiają itd.?
To co według mnie jest godne zainteresowania i ewentualnego przeniesienia do szkoły, to szeroko rozumiana dobrowolność, spontaniczność, serdeczność, uprzejmość, nie ocenianie uczniów, lecz ich docenianie i poprzez to motywowanie do pracy. Każda z tych rzeczy wiąże się z „formą” uczenia, przekazywania wiadomości, a nie z treścią. Innymi słowy, czasami drobne korekty dotyczącego „jak” uczymy, mogą skuteczniej motywować do nauki, niż jakiekolwiek nagrody, a już na pewno nie kary.
Zachęcam Was zatem do wzięcia udziału choćby w jednej takiej „lekcji” na Facebooku (https://www.facebook.com/FryderykKarzelek/) i zastanowienia się, co z tej atmosfery możemy przenieść do szkoły, na nasze lekcje. Jestem bowiem zdania, że to, iż tak wiele dorosłych osób uczęszcza do „szkoły” Fryderyka wynika m.in. z tego, że znajdują tam dokładnie to, czego zabrakło im w szkołach ich młodości. Innymi słowy, w „szkole 555” można znaleźć dużo cennych inspiracji, jak powinniśmy uczyć, jak może wyglądać nauka w szkole.
Nie namawiam nikogo do rewolucji, do wysiłku ponad jego siły. Czasami wystarczą małe rzeczy, karzełkowe gesty, by dokonać olbrzymich zmian.
Podkreślę, że potencjalna implementacja „filozofii motywacji” do szkoły nie wymaga zmiany prawa oświatowego, nie wymaga inwestycji czy budowy nowych budynków – wystarczy trochę dobrej woli i zmiany podejścia.
Jarosław Marek Spychała
Jarosław Marek Spychała jest wykładowcą Collegium Civitas i uniwersytetu w Konstancji, twórcą filozoficznej metody edukacyjnej LEGO-LOGOS, autorem m.in. książki „Jaskinia. Droga rebeliantów”.
No cóż, dokładnie jak tu napisane uczniowie (klubowicze) sami wstają i biorą udział. Ale i tu na kilka tysięcy ludzi niewielka część
( prymusi) bierze czynny udziałem tych spotkaniach- lekcjach. To jest dokładnie tak jak w szkole.
Cudowny Tekst.
Przeniosłam się naprawdę w czasy szkoły i oczami wyobrazni widziałam siebie i swoich przyjaciół w szkolnych ławkach a przy biurku tuż obok tablicy siedział profesor Karzelek szczerze uśmiechnięty.
Dziękuję