Portal Miasto Pociech opublikował kontrowersyjny wywiad z Marcinem Stiburskim, założycielem i liderem Szkoły Minimalnej, dotyczący czasu pracy nauczycielek i nauczycieli. Jak odebrali sami zainteresowani to, co przeczytali? Marcin Stiburski zarzucił im, między innymi, że pracują zbyt mało, powołując się na doświadczenie własne, nauczyciela z trzyletnim stażem, który przyszedł do zawodu po dwudziestu latach pracy w korporacji. O sprawę zapytaliśmy nauczyciela z dwudziestoletnim stażem, który, jako moderator największej grupy nauczycielskiej na Facebooku, obserwując reakcje kolegów i koleżanek, odniósł się do sprawy.
Ja, Nauczyciel: Co z tym Stiburskim?
Dariusz Sochacki: Pomijając samą kwestię liczby godzin przepracowanych tygodniowo, które deklaruje Marcin Stiburski nie podoba mi się ton jego wypowiedzi. Ironizowanie słowami “biedne te”, i “strasznie się przemęczą” jest przejawem niezrozumiałej dla mnie zakamuflowanej agresji. Klasyczny język szakala, którym Marcin Stiburski posługuje się z rozmysłem. Środowisko odbiera takie wystąpienia jako zagranie typowo „pod publiczkę”. Celem jest wzbudzenie jak największej kontrowersji i uzyskanie rozgłosu dla idei Szkoły Minimalnej, którą Marcin Stiburski propaguje od dwóch lat.
JN: Czy w takim razie idea Szkoły Minimalnej jest wam zupełnie obca?
D.S.: Oczywiście, że nie. O ile w samej idei wielu z nas widzi wiele pozytywnych i konstruktywnych propozycji, język, jakiego ostatnio używa Marcin Stiburski zwyczajnie szkodzi. Szkodzi on nie tyle nauczycielkom i nauczycielom, co procesowi, który autor Szkoły Minimalnej chce przecież rozpocząć, myśląc o uzdrowieniu polskiej oświaty. A największą obecnie bolączką, poza rozwiązaniami czysto systemowymi, jest problem relacji między osobami uczącymi i rodzicami. W mojej ocenie taki język niesłychanie je utrudnia. Stawianie nauczycieli i nauczycielek w roli roszczeniowych darmozjadów jest nie tyle niesprawiedliwym uogólnieniem, co po prostu skrajnym uproszczeniem.
JN: W społeczności Ja, Nauczyciel, która skupia 55 000 nauczycielek i nauczycieli wypowiedzi Stiburskiego konsekwentnie wywołują skrajne emocje. Pojawiły się propozycje, aby ostatecznie usunąć go z grupy. Czy Marcin Stiburski pozostanie członkiem tej społeczności?
D.S: Działalność Marcina od kilku tygodni oczywiście wzbudza w srodowisku ogromne emocje. Zdążyliśmy się przyzwyczaić do prowokujących postów krytykujących nauczycieli jako współwinnych wszystkich niepowodzeń polskiego szkolnictwa. Nauczyciele bardzo źle reagują na takie zaczepki, do tego stopnia, że pojawiają się również głosy o tym, aby go z grupy usunąć. Oczywiście chciałbym zadeklarować, że dopóki nie jest łamany regulamin, tego nie zrobimy. Wyjaśnianie różnic zdań jest właśnie tym, do czego służy forum, które prowadzimy. Osobiście uważam, że Marcin Stiburski jest ważną częścią zmiany, której polska szkoła wymaga i postulaty Szkoły Minimalnej zasługują na to, aby dobrze się w nie wsłuchać. Szkoła Minimalna to zdecydowanie więcej niż jedna niefortunna wypowiedź. Wiemy też, że Marcin ma dobre zamiary, a propozycje jego ruchu wpisują się w pomysły i strategie prawdziwej reformy szkoły, o których mówimy zarówno my sami, jak i wiele innych ruchów reformatorskich.
JN: Obie grupy jak dotąd intensywnie współpracowały, wiele osób należy do obu tych społeczności…
D.S.: I tym się najbardziej martwimy. Obecnie przełączanie się pomiędzy grupą Szkoła Minimalna i Ja, Nauczyciel bywa jak oglądanie na zmianę TVP i TVN, czy też CNN i Fox News. Na tym etapie są to odrębne rzeczywistości. Polaryzacja widoczna w telewizji przebiega wzdłuż linii prawica-lewica (czy też republikanin i demokrata w USA). W naszych społecznościach jest to podział rodzice-nauczyciele, bowiem w obu grupach prócz nauczycielek i nauczycieli z powodzeniem funcjonuje wielu rodziców przychylnych edukacji i zainteresowanych dyskusją o dobrej szkole. Grupa Szkoła Minimalna przypomina nasyconą prowokującymi wypowiedziami arenę do bicia nauczycielek i nauczycieli pod byle pretekstem. A nauczycielki i nauczyciele w niej skupieni wydają się zapędzoną w kąt mniejszością, która od czasu do czasu broni się przed ciągłymi atakami z zewnątrz. A przecież sami nauczyciele znaleźli się w naszych grupach po to, aby czerpać inspirację do krytycznego przyglądania się własnej pracy czy funkcjonowaniu całej szkoły. Obecnie panuje wrażenie, że jest tej inspiracji coraz mniej, a przeważa narzekanie i krytyka “złych nauczycieli”. W grupach nauczycielskich idee szkoły minimalnej były początkowo odbierane z zaciekawieniem i otwartością. O konieczności rewolucji w oświacie rozmawiamy przecież często, i ta rozmowa bywa dużo bardziej konstruktywna. Natomiast postulaty Szkoły Minimalnej poprzez uproszczenia, jakimi są propagowane, są niestety coraz częściej odbierane jako bardziej nihilistyczne niż konstruktywne. To wielka szkoda.
JN: Dlaczego środowiska rodziców i nauczycieli nie mogą się porozumieć? Przecież jednym i drugim chodzi o dobro dzieci i młodzieży?
Poważny rozdźwięk pomiędzy rodzicami, a szkołą jest w dużej mierze konsekwencją języka, jakim posługujemy się w dyskusji o rzeczywistości szkolnej. To szerszy problem, z którym nie tylko Szkoła Minimalna, ale całe nasze środowisko zmaga się od wielu lat. Wszyscy mamy świadomość, że dobrych zmian dla naszych uczennic i uczniów nie wprowadzimy bez wspólnego namysłu z rodzicami. To problem szerszy, dotykający również grupy zrzeszające osoby szczerze zaangażowane w budowanie dobrej edukacji dla uczennic i uczniów. Wydaje się, że naszą rolą powinno być szukanie przestrzeni i okazji do wspólnych rozmów i spotkań. Tymczasem język dyskusji, który zaproponował Marcin Stiburski, wzmacnia i utrwala istniejący podział.
JN: Ile w końcu pracuje polski nauczyciel?
D.S: Według raportu przeprowadzonego w latach 2011 i 2012 “wszystkie czynności […] dają łącznie wynik 46 godz. 40 min. tygodniowo. [1] Mówienie o osiemnastu godzinach jest oczywistym przekłamaniem, ponieważ nawet nauczyciel, który nie robi absolutnie nic poza pojawieniem się na lekcji, odbywa dyżury, uczestniczy w radach pedagogicznych, wywiadówkach, czy wypełnia dokumentację. I o ile można sobie wyobrazić, że tacy nauczyciele istnieją, czynności okołolekcyjne potrafią pedagogom, którzy poważnie podchodzą do swojej pracy, zająć tyle samo czasu co przeprowadzenie lekcji, a czasami zdecydowanie więcej. Tak więc powtarzanie argumentu o osiemnastu godzinach w odniesieniu do ogółu nauczycieli jest równoznaczne z oskarżaniem ich o to, że źle wykonują swoją pracę. Stiburski twierdzi, że przepracowuje 25 godzin lekcyjnych plus niezbędne minimum 5 godzin na prace administracyjne. Być może jest po prostu genialnym nauczycielem, który potrafi z marszu przeprowadzić ciekawą lekcję za każdym razem bez przygotowania i nie musi również poprawiać, oceniać jakichkolwiek prac pisemnych lub sprawdzianów. Ale nawet zakładając, że tak jest, ocenianie nauczycieli wszystkich przedmiotów we wszystkich rodzajach szkół tą samą (własną) miarą jest potężnym nadużyciem. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że w środowisku zawrzało.
JN: Niektórych głosów w tej dyskusji zwyczajnie nie dało się czytać. Nie uważasz, że ocierały się o hejt?
D.S.: Zaważyło kilka czynników na raz. Dobór strategii komunikacyjnej był ewidentnym zaproszeniem do postawienia kilku pytań. Jaką ma wiedzę w tej sprawię młody jednak nauczyciel poza tą, która wynika z doświadczenia własnego? To przeciez zbyt mało, aby formułować tak kategoryczne wnioski? Nauczycielki i nauczyciele dobrze także pamiętają, jak potraktowano ich postulaty płacowe. Przypomnijmy, że nie zostały one zrealizowane, natomiast dostrzegamy pokusę “grzebania” przy naszym czasie pracy bez uczciwej o nim rozmowy. Źle także odbierany jest zarzut, że wyłącznie o finanse tu zawsze chodziło. Sam Marcin Stiburski nie ograniczył się przeciez do protestu w tamtym czasie, a inicjował Narady Obywatelskie o Edukacji, a więc wiedział przynajmniej od dwóch lat, że śodowisko domaga się gruntownej, radykalnej zmiany w obrębie całego systemu oświaty.
JN: No dobrze, mówimy jednak o niezwykle nasyconej negatywnymi emocjami dyskusji, w której ewidentnie pojawił się klasyczny hejt…
D.S: Ja nie tego nie chcę usprawiedliwiać. Niech o każdym z nas świadczy to, co mówi, co publicznie pisze. Niektóre wypowiedzi nas smucą. Między innymi dlatego postanowiłem zabrać głos i przekazać środowisku nasz punkt widzenia. Samo rozliczanie nauczycieli z przepracowanego czasu jest kwestią bardzo złożoną, ponieważ w grę wchodzą kwestie psychologiczne, kwestie relacji pomiędzy uczestnikami procesu, jakim jest edukacja. Moim zdaniem przekładanie tej dyskusji na język rynkowy jest co najmniej ryzykowne. Szerzej na ten temat pisał już nasz kolega Jarosław Pytlak na swoim blogu „Wokół Szkoły”.
Dla osób zainteresowanych rzeczową, pozbawioną emocji analizą problemu, napisaną w okresie strajku nauczycielskiego w 2019 roku przez dyrektora szkoły z 30-letnim stażem na tym stanowisku, podajemy linki do dwóch części tego materiału, od których warto wyjść w tej dyskusji:
CZYTAJ WIĘCEJ – Ile Pracuje Nauczyciel?
CZYTAJ WIĘCEJ – Dylatacja czasu, czyli 40 godzin pracy nauczyciela
[1]
http://eduentuzjasci.pl/badania/110-badanie/186-badanie-czasu-i-warunkow-pracy-nauczycieli.html
Dariusz Sochacki – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, magister filologii angielskiej, aktywny nauczyciel w szkole publicznej, lektor, korepetytor, moderator grupy i wiceprezes fundacji Ja, Nauczyciel, założyciel i właściciel platformy edukacyjnej Eurudyta.