Dlaczego niektóre rzeczy są dla uczniów ciekawe, a inne nudne? To, że ciekawość dziecka jest napędem jego uczenia się napisano już tysiące razy. Że bez zaciekawienia mózg nie chce przyswajać informacji, że to ciekawość pcha dzieci do poznania, a więc do wiedzy, że byle tylko tej ciekawości nie stłumić, to edukacja pójdzie łatwo i przyjemnie. Jednak choć tyle się mówi o tej dziecięcej ciekawości i apeluje, by w szkole ją podsycać i wykorzystywać, wiąż edukacja oparta na ciekawości nie wydaje się dominującym modelem. SmartBee przełamuje bariery!
Może jest tak dlatego, że nie do końca wiemy, co to znaczy, że coś jest ciekawe. To, co my, dorośli uważamy za interesujące często okazuje się totalną nudą dla małolatów (zresztą odwrotnie także). A więc co sprawia, że uczniowie postrzegają coś jako interesujące, pasjonujące, a co innego uważają za nudne? Jak tę dziecięcą ciekawość wykorzystać i pobudzić?
Przejdźmy do konkretów. Rozbierzmy dziecięcą ciekawość na czynniki pierwsze. Ale żeby było ciekawie, zróbmy to na konkretnym przykładzie, zamiast teoretyzować. A przykładem, którym się posłużę będą zestawy edukacyjne SmartBee.
A zatem – z czego składa się ciekawość?
Niespodzianka
Ludzki mózg zaciekawia się tym, co niespodziewane, zaskakujące, nie dające się przewidzieć. Przewidywalne równa się nudne – tak przynajmniej uważa mózg. Kiedy weźmiecie do ręki pudełko z zestawem SmartBee, zobaczycie, że niewiele jest na nim informacji o tym, co w środku. Napisy głoszą, że to zestaw edukacyjny, określają wiek dla jakiego zestaw jest rekomendowany, są też zalecenia ostrożności, niektóre zestawy opisane są tytułem np. Królestwo Kolorów. Na niektórych pudełkach zawartość owszem jest opisana, ale tak, że trudno się domyślić dokładnie, co zawiera wnętrze, np. „Metal, który pamięta”, „Śniegologia”, „Ciecz twarda jak skała”, „Wodoodporny piasek”, „Zmiennokształtne bańki”. Intrygujące, prawda? To też efekt zaskoczenia, bo sformułowania te są sprzeczne z powszechnym i przewidywalnym doświadczeniem.
Opakowanie ma zachęcać, by sięgnąć do środka. Warto również w edukacji wykorzystać efekt zaskoczenia, wychodzić poza schematy, odbiegać od tego, co przewidywalne.
Wyzwania na miarę
To, co nieszablonowe, zaskakujące zawsze stanowi pewne wyzwanie. Spotykając się z tym, co odbiega od schematu nie możemy działać „z autopilota”. Upraszczając: mózg musi zastanowić się, co z tym nowym zaskakującym zrobić, jaki ma do tego stosunek, jak zareaguje.
Projektując zadania czy wyzwania dla uczniów trzeba pamiętać o jednej ważnej zasadzie: jeśli będą zbyt trudne, wywołają stres, czasem lęk lub wycofanie, a nie ciekaowść. Jeśli będą zbyt łatwe, szybko przestaną być interesujące. W dwudziesto-, trzydziestoosobowej klasie oczywiście niełatwo jest dopasować stopień trudności zadania do każdego z uczniów z osobna. Jednak nie jest konieczne opracowywanie trzydziestu różnych zadań. Zróżnicowanie poziomu trudności możemy osiągnąć np. organizując pracę w zespołach, gdzie każdy może wnieść własne zasoby, podjąć się tej części wyzwania, która jest adekwatna do jego możliwości. Można też projektować zadania, które pozostają na pewnym poziomie ogólności, dając uczniom przestrzeń wyboru, w jaki sposób zadanie zrealizują. Np. zadanie „przedstaw miejsce, w którym mieszkasz” można zrealizować kręcąc filmik w swoim mieszkaniu, rysując plan wojego domu, robiąc zdjęcia, opisując je w wypracowaniu, czy opowiadając ustnie, a to tylko kilka najbardziej banalnych możliwości. Jeśli dzieci będą miały wybór, co do sposobu zmierzenia się z zadaniem, wybiorą taki, który jest dla nich w tym momencie nie za trudny, nie za łatwy. Zwykle wybiorą też taki sposób, który będzie dla nich ciekawy, bo nikt przecież nie lubi się nudzić. Wymaga to od dorosłego odpuszczenia totalnej kontroli, co bywa niełatwe, ale jest wykonalne, a wysiłek włożony w zmianę własnych postaw i przyzwyczajeń to inwestycja, która z czasem przyniesie korzyści.
Samodzielność
Odpuszczając totalną kontrolę robimy też dzieciom miejsce na ich samodzielność. Dzieci lubią samodzielność, nie dlatego, że nie lubią kontroli dorosłych, ale dlatego, że to dzięki samodzielnym działaniom budują swoje poczucie własnej wartości, wiarę w siebie, świadomość swoich możliwości i poczucie sprawstwa. Poza tym przestrzeń na samodzielne działanie i odkrywanie to przestrzeń, w której rozwija się ciekawość.
Samodzielność to nie to samo co pozostawienie dziecka bez opieki, samodzielność nie polega też na tym, że „dzieciaki robią co chcą”. Zestawy SmartBee doskonale pokazują, o co chodzi z tą dziecięcą samodzielnością: eksperymenty wykonują dzieci, ale w towarzystwie dorosłego, który czuwa nad bezpieczeństwem i pomaga, kiedy jest to niezbędne. Dorosły jest obecny i gotowy, by wesprzeć dziecko, ale wkracza z pomocą tylko wtedy, kiedy dziecko jej potrzebuje, albo kiedy widzi, że zagrożone jest bezpieczeństwo.
Nauka w działaniu, czyli… zabawa
Wiecie, że zestawy SmartBee to właściwie nauka fizyki i chemii? „Nauka fizyki i chemii” brzmi poważnie i podejrzewam, że na takie hasło niewielu z entuzjazmem podejdzie do zajęć. A jednak okazuje się, że dzieciaki te zestawy uwielbiają. Dlaczego? Dlatego, że do tejże „nauki chemii i fizyki” twórcy SmartBee wykorzystują to, co dzieci w tym wieku (6-12 lat) interesuje: działanie, zabawę, konstruowanie, eksperymentowanie, tworzenie. Zabawa to połączenie działania i poznawania świata, a spoiwem jest tu ciekawość. Sformułowanie „nauka przez zabawę” moim zdaniem zawiera błąd. Prawdziwe bowiem jest: „zabawa to nauka”.
Estetyka
Nawet nie otwierając pudełka SmartBee możemy dostrzec jeszcze jeden czynnik pobudzający ciekawość: estetykę. Dzieci przyciąga to, co im się podoba, a to, co brzydkie odstręcza. I nie tylko dzieci, nieprawdaż? Żeby podsycić dziecięcą ciekawość nie wystaczy jednak napakować dużo i kolorowo. Zestawy SmartBee doskonale to pokazują: nie są przesadnie kolorowe, ale fioletowo-żółta kolorystyka przyciąga uwagę. Co istotne – nie są infantylne, a na to dzieci zwracają uwagę. Młodzi ludzie lubią być traktowani poważnie i im są starsi, tym bardziej unikają tego, co uważają za zbyt dziecinne dla ich wieku. Twórcom SmartBee udało się znakomicie zrównoważyć żywą kolorystykę z poważnym traktowaniem młodego odbiorcy. Życzyłabym takiego harmonijnego i adekwatnego do oczekiwań młodych ludzi połączenia estetyki z treścią wszystkim szkolnym podręcznikom i materiałom edukacyjnym.
Jeśli każda lekcja wygląda podobnie, każda przebiega według tego samego schematu, nic nie zaskakuje, nie ma też czynnika pobudzającego mózg do zaciekawienia. Jeśli dzieci spędzają czas na żmudnym wypełnianiu kart pracy, zamiast na różnorodnym działaniu, ciekawość więdnie. Jeśli pilnujemy poprawności wykonanych zadań tak bardzo, że nie pozwalamy dzieciom na samodzielne próby, tylko wciąż je poprawiamy – młodzi ludzie tracą zainteresowanie nauką. Dzieci wnoszą do szkoły potężny zasób – gotowość zaciekawienia. Warto go wykorzystać.