Sobotni wieczór spędziłam w Teatrze Ósmego Dnia. Tytuł sztuki sugeruje, że na widowni znajdą się w większości kobiety. Nie mylę się – są w różnym wieku, jedna w ciąży, kolejnej jak się okaże później, podczas panelu dyskusyjnego, (więc spektakl, który widzi kolejny raz nie zniechęcił jej do posiadania dzieci). Jest kilku mężczyzn, ale na „Łoo, matko” w reż. Barbary Prądzyńskiej, którego premiera miała miejsce we wrześniu 2023 r.  przychodzą z reguły kobiety. A szkoda, gdyż temat rodzenia i wychowywania dzieci, odgrywania bądź nie ról społecznych odnosi się nie tylko do nich.

W oczekiwaniu na dziecko

Wyczekując na przedstawienie, oglądamy reklamy produktów przeznaczonych dla maleństw lub ich matek. Współczesna matka może kupić nakładkę na „siusiaka”, żeby chwile przewijania nie zostały zmącone przez niespodziewaną fontannę , perukę dla niemowlaka, żeby nie straszyła jej łysa głowa niemowlaka czy perłę z mleka, żeby z sentymentem wspominać cudowne chwile karmienia. Pokaz sugeruje, że stan „błogosławiony”  stanowi wyzwanie i plan, który należy zrealizować. Po kilku minutach zostajemy zaproszeni przez rozradowaną elegancką przyszłą mamę (Magdalenę Banachowicz) zatopioną w stereotypowych różach i niebieściach  na widownię. Widzowie zostają poczęstowani bezalkoholowym szampanem. Na scenie wielki różowo-niebieski tort, baloniki. Zapowiada się wspaniałe baby shower. Pojawia się jednak problem – w postaci koleżanki (Kingi Rybarczyk), tak samo przesłodzonej różowo-niebieskimi kokardami, w takiej samej sukience, fryzurze, która zaplanowała swoją imprezę, w tym samym miejscu i czasie. Dziewczyny postanawiają połączyć siły. Podczas oglądania sceny, gdy koleżanki w znany kobietom, dość złośliwy sposób dogryzają sobie odnośnie wyglądu, wagi, swojego podejścia do dbania o siebie w czasie ciąży, przygotowywania się do roli matki, udowadniania, która sprawniej potrafi przewinąć lalkę, często słychać śmiech z widowni. Kurs chustonoszenia, jogi dla kobiet w ciąży, zajęcia basenowe, nauka relaksacji, medytacji, szkoły rodzenia, czytanie 1000 poradników, słuchania rad innych matek, zdrowe odżywianie, skaza białkowa, alergie, karmienie piersią – czy w ogóle, do kiedy, jak odstawiać od piersi, jakie pieluchy, w jakim proszku prac to zaledwie wycinek rzeczywistości, którą chcą przyswoić przyszłe matki. Presja, która ciąży na kobietach, by doścignąć wzór, może już nie Matki Polki a Supermatki jest ogromna.

Żeby jej sprostać zaproszone koleżanki wyposażają przyszłą matkę w „arsenał broni”, którym za chwilę przyjdzie jej się zmierzyć na „froncie”, jakim może okazać się macierzyństwo. Mamy tu laktator, niestety tylko ręczny, więc łatwo zrozumieć niezadowolenie bohaterki, kontroler oddechu, bo śmierć łóżeczkowa spędza sen z powiek młodym rodzicom, kura do karmienia. Podczas tej sceny z widowni dochodzi nas śmiech, z dystansem przyglądamy się młodym bohaterkom, które już znalazły kolorowe pisemka i fora internetowe, na których można znaleźć odpowiednie scenariusze macierzyństwa, które chcą spełnić się w przypisanej im roli, bo doskonale wiedzą, że za chwilę zostaną za nią ocenione. Nie wiedzą tylko, że jak stwierdziła Sylwia Chutnik, w wywiadzie zatytułowanym Od punkówy do MaMy: Wiadomo, że nasze wybory życiowe będą mieć plusy i minusy. A polskiej matki nie stać na refleksję, co ja chcę robić. (…) Macierzyństwo jest pod takim obstrzałem, że boimy się, iż każdy nasz wybór będzie beznadziejny [1]

Nikt mi nie powiedział

Stereotypowo pokazywany, zwłaszcza w komediach romantycznych poród to samochodowy wyścig, by zdążyć na oddział z wrzeszczącą bohaterką, którą najczęściej boli bardziej niż inną pacjentkę przyjętą na oddział w tym samym celu. Pamiętacie zapewne  Kirstie Alley w „I kto to mówi?”

W Łoo, matko poród nie skłania do śmiechu. Kobiety pozbywają się swoich atrybutów kobiecości, tresek, butów na obcasie, sukienek i zakładają zgrzebne koszule. Archetyp matki  wymusza taki strój, to matka, która poświęci siebie, swoją fizyczność atrakcyjność, pozbędzie się swej tożsamości, bo dla „dziecka poświęci wszystko”. Na scenie zapada ciemność, pulsuje czerwone światło, rytmiczne dźwięki odrealniają odgrywane zdarzenie a zarazem ciągnąca się w czasie walka, by wydać na świat dziecko przybliża ją do realności. Opisywana scena wyrzuca oglądających ze strefy komfortu, gdyż odmitologizowuje obraz macierzyństwa, jaki rozpowszechniają media. Jedna z bohaterek rozwija sznur, na którym wiesza ubranka, zdejmuje, wykonuje rutynowe czynności. Z off-u słychać kobiecy głos, kilkukrotnie powtarzający, że nikt jej nie powiedział, że nie wiedziała, że to aż tak”. Kształt trójkąta, który zakreślony jest przez czerwony sznur do wieszania bielizny jednocześnie wyznacza obszar chroniony, w obwodzie którego powinny się znaleźć młode matki. Tym, co czeka kobietę tuż po porodzie: nie będzie tylko ulane mleko, ale zastoje, ból, brak snu, skrajne wyczerpanie. Podczas połogu kobieta nie tylko może doświadczyć „lajtowego” baby bluesa, o którym czytam na stronie Medicovera, że „występuje on aż u 85 proc. kobiet i pojawia się najczęściej w 3-4 dobie po porodzie”, ale jak potwierdzają wyświetlane na scenie dane badań cytowane i przez Michała Głowińskiego, co piąta kobieta mierzy się z depresją poporodową (10-20%) albo psychozą. Czy użyto męskiego głosu, by wzmocnić wagę problemu? Czy twarde dane zaprezentowane przez kobietę nie byłyby potraktowane poważnie?

 

Samobiczowanie Matki Polki

Mimo licznych przemian społeczno-kulturowych stereotyp matki Polki jest wciąż obecny w polskim społeczeństwie. „Matka Polka to coś więcej niż Polka, która staje się matką. To mit, symbol, stereotyp oscylujący gdzieś między Matką Boską a Dulską wołającą: krupnik na stole. Matka Polka to stereotyp, który kształtował polskie kobiety przez blisko dwa wieki, cień, który wciąż się za nimi snuje” [2]. Nie zabrakło go także w spektaklu. Wprowadzona na scenę figura przypomina szaty, w które ubierane są Matki Boskie w kościołach hiszpańskich. Mimo butelkowych smoczków w koronie wygląda bardzo majestatycznie. Jej wprowadzeniu towarzyszy gra na akordeonie, dzwonkach i biały śpiew ubranych w ludowe stroje oraz wianki z miarek i smoczków kobiet: „My współczesne kobiety, my współczesne mamy, dziękujemy nie narzekamy” – słyszymy refren. Pielęgnowanie mitu wymaga od nas byśmy zachwalały trudy macierzyństwa. Słowa pieśni w żartobliwy sposób obrazują sposoby radzenia sobie z problemami matek kiedyś i dziś. Dzięki tym porównaniom możemy dojść do przekonania, że współczesne kobiety są w dużo lepszej sytuacji, więc po prostu nie wypada narzekać, należy docenić zdobycze technologii, które służą młodym matkom. A jeżeli mając to wszystko do dyspozycji, kobieta woli dogadzać sobie np. robiąc „hybrydki”, nierzucające się w oczy, to jest złą matką. Zostanie rozliczona przez społeczeństwo i wpędzona w poczucie winy, będzie się kajać, samobiczować, że zostawiła dziecko z opiekunką, że wyszła do kina, że chciała napić się ciepłej kawy albo zrobić siku w samotności, choć nie robiła tego od wielu miesięcy. Zostanie wytknięta palcem za to, że pomyślała przez chwilę o sobie, bo ideał matki wymaga, by o sobie zapomnieć, poświęcić się dziecku na amen i do upadłego.

Mimo pojawiających się innych propozycji – „modeli matki” ten, w którym kobieta rezygnuje ze swoich potrzeb na rzecz dziecka jest w kulturze zakorzeniona wyjątkowo mocno. Chór Czarownic w utworze śpiewał, przyrównując postać matki do starego drzewa [3]:

Korona matki wysoko, cień rzuca na suchą ziemię,

 chcę opowiedzieć o matce, co nigdy nie wyjdzie z cienia. […]

 „Gruby ma pień, twardą skórę, nikt nie chce zajrzeć do środka,

chcę opowiedzieć o matce, ale nikt chyba nie słucha,

łamią się stare gałęzie, ziemia jest ciepła i sucha.

Słowa tej pieśni odżywają dla mnie zarówno w scenie połogu, jak i rozliczeń. Prawdziwe uczucia wciąż są tematem tabu. Mimo czytania Manueli Gretkowskiej, Agnieszki Graff, Sylwii Chutnik, blogów matek, które śmieją się ze stereotypu matki Polki, to często jednak i one i my próbujemy mu sprostać. Wystarczy przeczytać wstęp do badań Colette Szczepaniak:

Co miało być wstępem

„Chcąc opisać moje trudne doświadczenia w macierzyństwie, chciałam najpierw napisać: „kocham moje dzieci, a moja miłość do nich jest bezgraniczna i bezwarunkowa”. Zorientowałam się jednak, że w ten sposób wpadłam w sidła (pop)kulturowego, stereotypowego wizerunku matki, troszczącej się o wypełnianie takiego modelu, jakiego się ode mnie oczekuje, że w rezultacie zrealizuję ten cukierkowy i pudrowy wzór matki znanej nam z mediów. Matki, która ciągle ma świadomość bycia poddanej obserwacji i ocenie innych – tych, którzy wiedzą lepiej. Gdybym jednak nie napisała tego, że tak właśnie chciałam rozpocząć swój wywód, to ani jako badaczka, ani jako osoba badana nie przeprowadziłabym rzetelnych badań.” [4]

Zarówno bohaterki spektaklu jak i C. Szczepaniak w swojej pracy wywołują z cienia stereotypy związane z wypełnianiem ról macierzyńskich panujące w polskim społeczeństwie i kulturze:

– matka i dziecko stanowią najważniejszą kwestię,

– macierzyństwo jest powołaniem każdej kobiety,

– wszystkie kobiety mają wrodzony instynkt macierzyński,

– bycie matką wyzwala tylko pozytywne emocje,

– matka ponosi całkowitą odpowiedzialność za rozwój dziecka, jego zdrowie fizyczne i psychiczne, wygląd, zachowanie.

– matka może powierzyć komuś opiekę nad dzieckiem, ale pod warunkiem, że w tym czasie pracuje zawodowo – mile widziane jest, żeby miała poczucie winy z powodu opuszczenia swojego dziecka

– powinna też realizować się jako męczennica, która całą swoją energię, czas i aspiracje poświęca dziecku, nie posiadając własnych celów i marzeń.

– matki nie są istotami seksualnymi.

Sylwia Chutnik,  z kolei stwierdza w wywiadzie pt. „Polski dzieciocentryzm. Dlaczego jest tak trudno być matką w Polsce?”: 25 lat po transformacji nadal dźwigamy siaty z zakupami (…). Po pierwsze, jesteśmy wychowywane do oceniania. Naszego ciała, tego, czy jesteśmy miłe, grzeczne i wreszcie – czy jesteśmy dobrymi matkami. Poza tym mamy niesamowitą chęć bycia siłaczkami, matkami Polkami rodem z XIX w. Cała sfera domowej codzienności spoczywa głównie na naszych barkach. (…) Żyjemy w dobie dzieciocentryzmu – dla dobra dziecka wszystko. To idealny sposób szantażowania matek. Cokolwiek byś zrobiła, pamiętaj, że dziecko jest na pierwszym miejscu. No i co? Mam ochotę się realizować zawodowo, ale przecież potrzeby dziecka są ważniejsze. Mam ochotę się bawić, ale to znaczy, że jestem egoistką. Zawsze dostanę po głowie [5]. Kim będziesz, jeśli zrezygnujesz ze swojego piedestału matki cierpiącej – nikim, bo jak śpiewa Chór Czarownic „tu drzewa bez owoców się ścina”.

Przedstawienie to prawdziwy emocjonalny roller coaster, bo macierzyństwo nie jest ani różowo-niebieskie ani czarno-białe. Towarzyszy mu zarówno blask jak i głęboka ciemność i może mienić się ambiwalencją rozmaitych uczuć. To, co urzeka w spektaklu to brak bufonady, nadymania się powagą tematu. Momentami dowcipny, innym razem głęboko poruszający, a co najważniejsze bardzo otwierający. Jest to idealny materiał wprowadzający do poważnej rozmowy. Scenariusz wyrósł z doświadczeń dwóch młodych aktorek, które nie chcąc, by było to indywidualne spojrzenie na problem, przeprowadziły szereg rozmów na temat macierzyństwa z wieloma kobietami. Zebrane doświadczenia pozwoliły stworzyć zarys koncepcji, dotykający tego, co wspólne w doświadczaniu tak trudnego momentu, jakim jest przygotowanie się na przyjęcie nowego członka rodziny, odnajdywanie własnej tożsamości. Teatr może wpływać na nasze myślenie i zachowanie, kształtując naszą kulturę społeczną. Zatem wspaniale, że po przedstawieniu organizowane są panele dyskusyjne, a dla mężczyzn istnieje także możliwość nagrania wypowiedzi z cyklu „Niech łojciec się wypowie”, ale najpierw zapraszam w imieniu swoim i twórczyń na spektakl.

 

Premiera  30 września 2023/ Centrum Kultury Zamek w Poznaniu

reżyseria: Barbara Prądzyńska

scenariusz: Magdalena Banachowicz, Kinga Rybarczyk, Barbara Prądzyńska

kreacje aktorskie: Magdalena Banachowicz, Kinga Rybarczyk

postać z reklam wideo: Maja Karmińska głos z offu: Marcin Głowiński, Barbara Prądzyńska,

muzyka: Hubert Wińczyk

wideo: Agata Nawrocka, Dawid Gut, Przemysław Bembnista

scenografia: Norbert Ogoniak

kostiumy: Idalia Mantas

plakat: Maja Piskorska

reżyseria świateł: Rafał Smyk

rozmówczynie video wywiadów: Katarzyna Brzezińska, Monika Bykowska, Kamila Hancyk, Hanna Jernas, Wiola Kaźmierczak, Izabela Kolka, Anna Lachor, Alicja Meisner, Agata Ogoniak, Paulina Panowicz, Maria Pasterska, Maja Piskorska, Bożena Szota, Marianna Trębacz, Aleksandra Wisz Serdeczne podziękowania dla Dawida Guta za udostępnienie sprzętu filmowego.

https://www.loomatko.pl

FB: https://www.facebook.com/profile.php?id=100089627992713

 

Przypisy:

[1] Zimna J., Larek M., 2016, Od punkówy do MaMy. Z Sylwią Chutnik rozmawiają Justyna Zimna i Michał Larek, „Czas Kultury”, nr 4, s. 82-83.

[2] Podgórska J., Kapecka J., 2003, Cień matki Polki, „Polityka”, nr 21.

[3] Chór Czarownic Matka, tekst Malina Prześluga.

[4] Szczepaniak C., Autoetnografia trudów macierzyństwa s. 85 w: Ars Educandi 18/2021.

[5] Kim R., 2014, „Polski dzieciocentryzm. Dlaczego w Polsce ciężko jest być matką?”. Wywiad z Sylwią Chutnik, „Newsweek”.

Dodaj komentarz

Verified by MonsterInsights