Na pytanie, co ministerstwo zamierza zrobić z faktem, że brakuje nam kilkunastu tysięcy nauczycielek i nauczycieli do pracy w szkołach, Przemysław Czarnek odpowiada beztrosko: “Znajdą się.” I oczywiste, że się znajdą. Zakładam, że nawet bez wielkiego trudu i oporu.
Oczy przecieram ze zdziwienia jak wielu wykształconych ludzi, z kilkoma fakultetami bez jakiegokolwiek protestu urządza się w kolejnym absurdzie szykowanym nam przez rząd! Więcej o dwie, czy cztery godziny pracy przy tablicy? Jak widzę, to nie problem, a radość, że, uwaga: więcej zarobią! A liczyć, szanowni państwo, to potrafią? Więcej? Dobre sobie…
Dodatkowe 8 godzin w szkole na prace „różne” i bycie dostępnym dla uczniów. Też przejdzie. A to sobie niektórzy pomarudzą gdzieś na Facebooku, albo wśród koleżanek i kolegów po fachu, że nie ma miejsc, gdzie mogliby w tym czasie pracować, że brak biurek, krzeseł nawet, nie mówiąc o komputerze, czy drukarce. Ale to nic, przecież polski nauczyciel potrafi. Przyniesie się z domu wszystko, przycupnie gdzieś w kanciapie, albo nawet na korytarzu, wszak podczas lekcji cisza i da radę. Minister się ucieszy, bo to nawet bezpieczniej teraz będzie do ubikacji uczniom chodzić. Może nawet stanie się to niedługo kolejna innowacją w naszej pracy i rozwiązany zostanie odwieczny problem: wypuszczać na siusiu uczniów czy też nie?
Kto ma dyżur na boisku?
Były przed laty, (może i teraz są, ale dawno nie byłam) takie panie ”korytarzowe” w rosyjskich hotelach. Siedziały całą noc i miały gości na oku. Porządek był? Był! To i u nas będzie. Dyżurują państwo magistrowie w szatniach wśród trampek, czapek i szortów na zmianę? Albo przy kibelku jak babcie klozetowe, z tym, że za darmo? Dyżurujecie przed budynkiem, na boisku nawet w deszcz i śnieg? Oczywiście, że tak. A odbieracie dzieci z busów, rozwozicie po przystankach, czekacie przed lekcjami, pilnujecie po lekcjach? Nie inaczej. I jeszcze dyżury na przerwach, kiedy to właściwie nie wiem czy w razie bójki takich nasterydowanych nastolatków albo i dwudziestolatków będę odpowiadać za to, że ich rozdzielałam, czy też za to, że nie rozdzielałam a zadzwoniłam po pomoc? Tego nie wie nikt, a dyżuruje każdy. O wycieczkach już nie wspomnę, bo wszystko dobrze, dopóki misji i idei wystarczy, by wszyscy wrócili cali i zdrowi, ale jak się coś stanie, to dopiero oczy się otworzą i ujrzą wdzięczność uczniów, rodziców, dyrekcji i wszelakich innych organów władzy i nadzoru.
I nikogo to nie dziwi? Nikt z państwa magistrów nie dostrzega kim jest, nie dla innych, ale sam dla siebie, że się godzi na takie warunki? Czytam ostatnio na forum o „godzinach czarnkowych”. Większość samorządów nie ma na nie pieniędzy, część dyrektorów mówi wprost, że nie wiadomo, czy w ogóle za nie będzie płacone i radzi się wstrzymać, a nauczyciele co? Już tworzą jakieś rozkłady, plany, tabelki, konspekty, kupują (zapewne za swoje pieniądze) segregatory na papierologię wszelaką, ba, nawet pracują za darmo pocieszając się myślą, że może jednak zapłacą… tak właściwie, to ja się zaczynam dziwić, że nam w ogóle jeszcze płacą cokolwiek, bo jestem pewna, że za darmo też by się znaleźli chętni.
A teraz kochane Siłaczki i Siłacze zróbcie sobie akademię z okazji własnego święta i kupcie po kwiatku, żeby głupio nie było wychodzić ze szkoły z pustymi rękami.
Beata Wermińska