Kończy się nauczanie on-line i od razu wraz z powrotem w mury szkolne powróciło pytanie o Zielone Szkoły oraz wycieczki, również te z noclegiem. Wielu nauczycieli wręcz nie może się doczekać wyjazdu ze swoimi wychowankami. Dziwię się. Bardzo się dziwię. Po strajku, gdy dostałam od rządku i społeczeństwa w twarz obiecałam sobie, że nie pracuje za darmo poza wolontariatem dla zwierząt i tego się trzymam.

W moim postanowieniu utwierdziły mnie ostatnie propozycje rządu dla nauczycieli. Wszelakie inicjatywy, w których wychodzą z nas Siłaczki uważam za strzał w kolano. Nikomu jednak (niestety) nie można zakazać podcinania gałęzi, na której sam siedzi, więc proszę bardzo pracujcie za darmo przez 24, 48, 72 i jeszcze więcej godzin na dobę. Szkoda tylko, że w czarną dziurę spadniemy wszyscy.

Czytam, że rodzice są bardzo zadowoleni z wyjazdów dzieci i dlatego nauczyciele decydują na tę formę pracy. A dlaczego w cenę wycieczki, gdzie wliczony jest nocleg, przejazd, atrakcje, ewentualni przewodnicy (czasem nauczyciel i tę funkcję bierze na siebie aby obniżyć koszty) nie jest wliczony czas pracy opiekuna- wychowawcy? Dlaczego wydaje się nam to takie oczywiste, że pracujemy za darmo? W ramach mitycznych 40 godzin? Uzbieranych z miesiąca? Roku szkolnego? Czy KN w jakimś zapisie mówi, że kilkudniowe wycieczki są elementem pracy nauczyciela? Czy to raczej działanie, do którego przyzwyczailiśmy przez lata rodziców, dyrekcję i uczniów? Tak samo jak do Dni Otwartych w soboty i niedziele, darmowych „konsultacji”, jeżdżenia za śmieszną stawkę własnym autem nauczanie indywidualne (obecnie mam 28 groszy za kilometr, a jeszcze 3 lata temu miałam 18 groszy, a w szkołach średnich, gdzie nie obowiązuje rejonizacja są to często duże odległości 20 – 40 kilometrów i wyjazd na jedna – dwie godziny lekcji to „wycieczka na całe popołudnie) i wielu innych rzeczy, na które absolutnie nigdy nie powinniśmy się godzić!

Siłaczki!

W systemie, który byłby uczciwy wobec nas, na Waszą pracę patrzyłabym z podziwem i zapewne dotąd byłabym jedną z Was, ale obecnie, gdy brak regulacji prawnych powoduje, że siłaczkowe postawy każą wierzyć wszystkim dookoła, że mamy jakiś obowiązek by wykonywać czynności, których nigdy nie powinniśmy robić, a misja sprawia, że pracujemy za darmo z uśmiechem i radością – jestem wściekła! I tylko tak retorycznie zapytam: na podstawie jakiej umowy pracujecie w nocy? Czy umowa o pracę nauczyciela zakłada pracę – opiekę nad małoletnimi po godzinie 22.00? Zdaje się, że kodeks pracy zakłada inne stawki za pracę w nocy…Poza tym czy taka praca, jeśli nie podpisuje się na nią osobnej umowy, jest legalna?. A co na to ubezpieczyciel? W razie wypadku może się okazać, że dzieci nie miały żadnej legalnej opieki, a nauczyciel ubezpieczenia.

Niczego się nie nauczyliśmy… Niedługo będziemy pracować dłużej, za 6 groszy więcej, a niektórzy za mniej, albo i obniżkę, a różnica pokryta zostanie powołaniem. Jesteśmy ludźmi wykształconymi z aspiracjami. Naszym zadaniem jest wychowywać przyszłe pokolenia. Na kogo zapytam? Na niewolników?

5 thoughts on “Szkoła niewolników

  1. Dziękuję za ten tekst. Może komuś w głowie coś otworzy. Zastanawiam się czasem, skąd ten pęd do niewolniczej pracy się bierze, bo jest on wyraźny, choć chyba nie dominujący. Myślę, że przyczyn może być wiele. Choćby ta, że niektórym naprawdę na kasie nie zależy, bo albo bogaty rodzic, albo partner obstawiają tę część życia. Inni to osoby osoby zakompleksione, które za głaski od dyrekcji zrobią wszystko. Są też tacy, którzy naprawdę mało robią, bo faktycznie przedmiot niewymagający albo brak chęci do porządnej pracy, której nikt nie widzi i tak naprawdę nie oceni. Bo przecież tego, co w klasie się dzieje, jeśli nie jest to ekstremalne, nie jest w stanie nikt do końca dobrze zweryfikować, a papier przyjmie wszystko. Kontrole dotyczą papierów, więc jak się wykaże w nich, że było ileś tam wycieczek, to jest się cool nauczycielem. To na zewnątrz docenią. Tego, że się ślęczało nad wypracowaniami wiele godzin, nikt nie doceni. Tego, że się szukało wiele godzin ciekawych pomysłów na nudne Syzyfowe prace, nikt nie zauważy. Wycieczki są widoczne, niestety.

    1. Dziękuję za komentarz. Wielu młodych ludzi przychodzi do zawodu pełni pasji – mieli świetne wzorce jako uczniowie, lub wręcz przeciwnie i marzy im się zmieniać świat. Przez pierwsze lata robią staż za stażem, czyli masa nikomu niepotrzebnej roboty. Ale, gdy już mogliby skupić się na pracy, a nie wolontariacie dla szkoły, gdy mogliby być nauczycielem, mistrzem dla uczniów ciągle wszyscy oczekują, że będą od wszystkiego tak jak dotąd. I pracują jak te mróweczki…. dzień za dniem licząc, że będzie lepiej, ktoś dostrzeże, doceni. Oczywiście są też tcy, którzy za uśmiech dyrektor utopiliby koleżankę z szkolnej toalecie.

    2. Dokładnie liczy się tzw. promocja szkoły, która stała się ostatnimi czasy oczkiem w głowie wielu dyrektorów. Impreza, fotki wrzucone na fb i to się liczy. W mojej szkole po powrocie do szkoły w maju niektórzy prześcigali się w wyjazdach na wycieczki.

Dodaj komentarz

Verified by MonsterInsights