Trudno było uwierzyć, że to naprawdę już. W hali przylotów cała klasa przytuliła się do siebie i tak tkwiła w tym wspólnym, poruszającym i cichym uścisku dobre kilka minut. Może to strach przed tym, co będzie dalej. Ale kiedy ma się poczucie wspólnoty, to i lęk się w tej wspólnocie rozpuszcza. Coś cudownego.
Cytat z książki Jarka Szulskiego „Nauczyciel z Polski”
Dbajmy o siebie w pracy
Na początku stycznia brałam udział w tradycyjnym spotkaniu noworocznym stowarzyszenia, w którym jestem obecnie zatrudniona. Intensywny program na dwa dni, w czasie których wszyscy się spotykamy. W tym roku oczywiście online. Pierwszego dnia była wymiana doświadczeń w grupach eksperckich: pedagogika demokracji, różnorodność i działania antydyskryminacyjne, polsko-niemieckie pogranicze, rozwój edukacji, edukacja medialna. Każdy z nas jest przydzielony do dwóch grup, do jednej kieruje szef, drugą wybieramy sobie sami. Jest to dla nas bardzo ważne, gdyż na co dzień pracujemy w sześciu różnych siedzibach. Te spotkania to gwarancja transferu wiedzy w stowarzyszeniu.
Zwieńczeniem pierwszego dnia był wieczór przy kominku. Oczywiście każdy przy swoim. Albo prawdziwym, albo tylko wybranym jako tło ze zdjęć na ZOOM-ie. Zaproszeni byliśmy wszyscy, również praktykanci, ale przede wszystkim wszyscy ci z nas, którzy w minionym roku pożegnali się ze stowarzyszeniem: albo zakończyli projekty, albo wybrali inną zawodową ścieżkę. Te styczniowe spotkania to jeszcze jedna okazja żeby się spotkać, pogadać, jeszcze raz usłyszeć od szefa: dziękuję za twoją pracę.
Atmosfera jest ważna
Kilka dni wcześniej dostaliśmy pocztą czekoladki, herbatę, ciasteczka i zimne ognie. Drobiazgi, które dosłownie zmieściły się w kopercie jako dodatek do listu z życzeniami od dyrektora zarządzającego. Niby nic wielkiego, ale umówiliśmy się, że rozpakujemy przesyłkę wszyscy jednocześnie w czasie spotkania. Dzięki temu, że widzieliśmy się online, mogły do nas dołączyć również osoby przebywające na macierzyńskich i tacierzyńskich urlopach oraz wszyscy rodzice małych dzieci, które często zaciekawione wdrapywały się na kolana. Zrobiło się ciepło i rodzinnie. Szefostwo przygotowało dla nas niespodziankę: krótkie wystąpienie grupy teatralnej kanapowej. Jak to w pandemii. Ponieważ ZOOM zwariował, gdy wszyscy jednocześnie włączyliśmy nasze mikrofony, zastąpiliśmy oklaski zimnymi ogniami. Zrobiło się bajecznie. Ktoś spontanicznie powiedział: poczekajcie, zagram wam coś i usiadł do pianina. Potem czyjeś dziecko zagrało coś na skrzypcach. Potem ktoś powiedział, że nie mógł sobie poradzić z izolacją i tak jakoś powstał tekst i tak jakoś mąż napisał melodię, i tak jakoś wszyscy zaczęliśmy nucić.
Potem ktoś powiedział: słuchajcie, jest okazja coś wypróbować. I wcale nie chodziło o jakieś wyszukane wino, tylko o platformę do spotkań online wonder.me, taką w której każdy może w dowolnym momencie opuścić jeden pokój i dołączyć do rozmowy w innym. Mój mikrofon niestety odmówił posłuszeństwa. Ale to nic. Wróciłam do naszego spotkania na ZOOMie. Wiedziałam, że ktoś tam będzie czekał na wypadek gdyby…. I nie pomyliłam się. Przez ostatnie 9 miesięcy nauczyliśmy się już zabezpieczać tyły także w bezkresach sieci. Link zadziałał bezbłędnie. Okazało się, że nie tylko ja miałam problemy techniczne. Rozmawialiśmy i czekaliśmy na pozostałych powracających z odległych zakątków Internetu. Siedzieliśmy tak, każdy przed swoim ekranem, a mimo to razem. Wiedzieliśmy, że jutro widzimy się od rana na kolejnym dniu na onlinie, a mimo to naprawdę nie chcieliśmy się rozstać. Wspominaliśmy miniony rok. Po szoku w marcu dosyć szybko zaczęliśmy dostosowywać się do nowej sytuacji. Byliśmy elastyczni i kreatywni. Ręka w rękę popełnialiśmy wszystkie możliwe błędy a potem jak najszybciej wprowadzaliśmy korekty. Jestem przekonana, że jako zespół porządnie odrobiliśmy te wyjątkowo trudne lekcje. Bo jeżeli jest poczucie wspólnoty, to i pandemia się w tej wspólnocie rozpuszcza.
Szczęśliwe zarządzanie
Zapewne wiele osób pomyśli sobie, że mam szczęście, bo pracuję w RAA Mecklenburg-Vorpommern e. V. Tak, jestem zatrudniona po stronie niemieckiej. Jednak pracuję w regionie przygranicznym, z perspektywy Berlina to koniec świata, czyli tam, gdzie kiedyś kończyła się NRD, a dzisiaj szkoły nie mają Internetu. Obecnie to obszar bardzo wyludniony i mocno zradykalizowany. Chcę przez to podkreślić, że taka kultura organizacyjna stawiająca na budowanie relacji, wzajemne zaufanie i wsparcie możliwa jest pod każdą szerokością geograficzną. Biznes już dawno policzył, że inwestowanie w dobrostan pracownika bardzo szybko się zwraca i to w bardzo silnej walucie: efektywności, kreatywności i zdrowiu. Wiem, że od dawna dobre doświadczenia zbiera Skandynawia. W Polsce też już pojawiają się takie stanowiska pracy jak feelgood manager albo happiness officer. Niestety jeszcze nie w języku polskim i nie w edukacji… Kilka lat temu zostałam poproszona o poprowadzenie spotkania pt. “Szczęście w szkole”. Organizatorem była biblioteka Pro Media w Szczecinie. Wydarzenie wiralem rozeszło się po Internecie. Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Osobiście znam jednak tylko kilku dyrektorów, którzy dbają o dobrostan nauczycielek i nauczycieli. Jeden z nich w czasie wiosennego lockdownu pisał do nich listy podtrzymujące na duchu. Codziennie. Pytanie o to, kto ma zadbać o dobrostan dyrektorów pewnie długo jeszcze pozostanie bez odpowiedzi.
Może to jest temat na jakąś większą debatę? Jak tworzyć więzi na odległość? Jak wychowywać do szczęścia? Jak tworzyć szczęśliwe szkoły, również jako miejsca pracy?
Niech się dobre rzeczy dzieją w edukacji. Dbajcie o siebie.
Dorota Trynks