Ostatni tydzień rozpoczęła burza wokół zdjęcia babeczek opatrzonego opisem nauczyciela, że właśnie zostały wyciągnięte z piekarnika, a zakończyło tsunami po informacji, że do szkoły wrócimy najwcześniej w styczniu.
Większość z nas przewidywała, że szybko nie rozpocznie się stacjonarna nauka i jedyne, co nas zaskoczyło, to zapewne fakt, że podano od razu tak odległy termin, a nie przesuwano go z tygodnia na tydzień, jak to było w dotychczasowym zwyczaju. Był też czas przyzwyczaić się, że cokolwiek nauczyciel nie zrobi – jest źle odbierane przez tzw. opinię publiczną i Internet tylko czeka, co tu podchwycić, by przedstawić nas jako roszczeniowych nierobów. Tym razem pretekstem były muffinki, które powstały rano przed lekcjami, w trakcie „okienka”, a może i już po lekcjach, ale dyskusja i tak toczyła się wokół tego, że podczas pracy nauczyciele pieką ciasta, myją podłogi, malują paznokcie, tylko nie uczą dzieci, bo to za nich robią rodzice. Hmmm, właściwie nic nowego, dlatego zdziwiło mnie, że tłumaczymy się jak dzieci, które zrobiły coś niewłaściwego!
Najpierw pozwoliliśmy, by wszyscy mówili nam, jak mamy uczyć, a teraz godzimy się, by dyktowali nam, co mamy robić w wolnym czasie?! To już jest jakaś paranoja! Piekę, gotuję, sprzątam tak jak każdy, do tego czytam, oglądam filmy, rozmawiam przez telefon, słucham, ćwiczę i uczę. Z czego tu się tłumaczyć?! Poświęcam na swoją pracę mnóstwo czasu, ale zdecydowanie mam prawo do prywatnego życia i organizowania go wedle własnego uznania. Nie zaniedbuję swoich uczniów, prowadzę lekcje zgodnie z planem, przygotowuję je wieczorami lub bardzo wczesnym rankiem, bo tak chcę, bo tak wolę i nikomu nic do tego!
Czego się boimy?
Tłumaczeniami sami kręcimy bicz na siebie, bo widocznie coś tam mamy na sumieniu. Czego się boimy? Tego, co o nas powiedzą? Przecież i tak powiedzą to samo, co zwykle! Nauczyciele, apeluję o trochę wiary w siebie. Nie dajmy się zastraszać i wepchnąć do narożnika. W obecnych czasach nauczyciel musi mieć grubą skórę i odwagę. Czy to pierwszy raz nas hejtują? A jakby tak ktoś wstawił zdjęcie niewyspanej kobiety, z podkrążonymi oczami bez makijażu, która jedną ręką pisze na klawiaturze, a drugą wyciąga książkę z wysokiej sterty, a wokół kurz i w tle nieumyte okna, to byłoby dobrze? Albo nieogolonego mężczyznę, który podczas krótkiej przerwy między lekcjami je suchą bułkę i czeka, by po kolejnej lekcji iść do toalety, to byłoby OK? Oczywiście, że nie, bo wtedy byłoby, że niechluj, brudas, czasu nie umie sobie zorganizować… Na co jeszcze sobie pozwolimy? Byle urzędniczyna będzie nam pisał regulamin jak mamy wyglądać podczas lekcji, pouczając, że „nasi uczniowie z przyjemnością będą z nami rozmawiać, jeśli będziemy wyglądać schludnie i elegancko”, a „jeśli nie masz eleganckiego tła domowego, wykorzystaj to z aplikacji…” To kolejny znak, że ten system poległ w gruzach. Szkolnictwo nie znajduje akceptacji społeczeństwa, czego dowodem jest niekończąca się krytyka wszystkiego, a my zamiast organizować sprzęt i ludzi, sami, gołymi rękami próbujemy kleić na klej biurowy i ślinę, to z czego nic zbudować się już nie da.
Beata Wermińska
Nauczycielka, autorka programów nauczania do języka polskiego, oraz przedmiotów zawodowych, scenariuszy lekcji muzealnych, wychowania teatralnego i filmowego. Współpracownik Wspierania Edukacji przy Stowarzyszeniu Dolina Lotnicza, kreator zajęć na Politechnice Dziecięcej. Egzaminatorka, autorka zadań i skryptów. Od 15 lat felietonistka Nowego Dziennika w Nowym Yorku. Autorka wierszy, scenariuszy teatralnych i kilku początkowych rozdziałów thrillera kryminalnego, którego akcja rozgrywa się w szkole. Pasjonatka podróży szlakiem zamków i pałaców w Europie. Trochę malarka, trochę wizażystka, trochę niespokojny duch, a przede wszystkim mama Kingi i Maksa oraz 5 kotów i jednego psa.