Jeżeli uda nam się wykorzystać cały wachlarz ludzkich zdolności, to ludzie nie tylko nabiorą lepszego mniemania o sobie i staną się bardziej kompetentni w różnych dziedzinach, ale zaczną się też bardziej angażować w pracę dla własnego dobra.
Howard Gardner
Ta historia mogłaby być prawdziwa. Mogłaby wydarzyć się podczas szkolnej wycieczki do ZOO. Wyobraź sobie, że kiedy dzieci z twojej wychowawczej klasy z entuzjazmem reagują na słonie i żyrafy, a potem w napięciu czekają na zapowiedziane karmienie lwa, ty patrzysz w kierunku zatoki pingwinów. Zauważasz jednego z nich siedzącego na skale. Krępa sylwetka, bez szyi, bez kolan i ze skrzydłami zdecydowanie za małymi by latać. Zaczynasz obserwować jak ta wybrakowana konstrukcja powoli i niezgrabnie przemieszcza się takimi drobnymi niby skokami w kierunku wody. Pingwin Adeli sprawia wrażenie, jakby się bardzo męczył. Zapewne zrobi ci się go żal, być może nawet obudzi w tobie coś na kształt współczucia. Pomyślisz, że to stworzenie to się chyba Matce Naturze nie do końca udało. I właśnie wtedy na twoich oczach pingwin wskoczy do wody. I popłynie. Lekko, szybko, zwinnie i … pięknie.
A ty zaczniesz sobie przypominać wszystko, co zapamiętałaś/zapamiętałeś o pingwinach z okresu, kiedy fascynowała się nimi twoja młodsza córka. Czytaliście/czytałyście dużo o tym, że pingwiny zostały stworzone do życia w wodzie, że potrafią nurkować na głębokość do 550 m, że potrafią wstrzymać oddech przez 20 minut i, zużywając tyle energii, ile człowiek uzyskuje z 1 litra benzyny, są w stanie przepłynąć 20 tysięcy kilometrów. A gdy po raz nie wiadomo który zaczniesz przeliczać dzieci z twojej klasy, nie będziesz mogła/mógł nie pomyśleć jeszcze o okrutnych warunkach, w jakich tym stworzeniom przyszło wychowywać swoje potomstwo…
Co wyniesiesz ze spaceru do ZOO dla siebie?
Bardzo dużo. Uświadomisz sobie, jak łatwo jest ulec uproszczeniom w myśleniu i szafować ocenami, kiedy obserwujemy dziecko tylko w jednej sytuacji. Druga refleksja jaka się pojawi, to ogromne znacznie środowiska, które jest niezbędne, aby dziecko mogło wykazać się tym wszystkim, co już potrafi, aby mogło rozkwitać i w nieskrępowany sposób uwolnić cały swój potencjał. Od tej pory świadomie zrezygnujesz z oceniania pingwina na skale jedynie na podstawie tego, w jaki sposób się porusza. Zamiast tego będziesz pytała/pytał go kim jest, co już potrafi, jakie są jego mocne strony, co daje mu radość i jeżeli sam tego jeszcze nie odkrył, to wskażesz mu jego ocean.
Osobiście znam bardzo niewiele nauczycielek i nauczycieli, którzy wskazują oceany. Od kilku lat obserwuję ich w sieci. Są dla mnie niedoścignionym wzorem i inspiracją. FB nie wymyślił jeszcze takiej ikonki, jaką chciałabym im ofiarować pod każdym postem będącym relacją z zajęć z dziećmi. Musiałaby to być mieszanka podziwu za to, że trwają w zawodzie i robią swoje płynąc pod prąd, wdzięczności za refleksyjną postawę, ciągłe bycie w drodze, dzielenie się doświadczeniem i piękny poziom wrażliwości na każde dziecko, a jednocześnie frustracji, że można i że edukacja bez oceniania, bez podręczników, za to zorientowana na rozwój kompetencji nie jest dana wszystkim dzieciom. Jeżeli jesteś poszukującym nauczycielem, rodzicem lub dorosłym w jakiejś innej roli towarzyszącym młodym ludziom w rozwoju, daj się zainspirować któremuś z edukacyjnych rebeliantów, którzy codziennie wykazują się odwagą i wspierają dzieci a nie system. Jedną z nich jest Wiesława Mitulska ze Słupii Wielkiej i to jej chciałabym zadedykować ten tekst. Najbardziej za to, że niestrudzenie dzieli się swoim doświadczeniem i cierpliwie odpowiada na pytania wszystkich niedowiarków. Jednak zanim odwiedzisz Wiesławę na jej facebookowym profilu, spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie: Kiedy ostatni raz miałeś/miałaś czas świadomie i z uważnością obserwować dziecko oddane bez reszty jakiejś czynności?
PS Ta historia jest prawdziwa. Wydarzyła się Eckartowi Hirschhausenowi, lekarzowi, który swój ocean odnalazł na estradzie.
Niech się dobre rzeczy dzieją w edukacji. Dbajcie o siebie.
Dorota Trynks