Zainspirował mnie wpis przeczytany na blogu Marioli Kurczyńskiej, pedagoga, terapeuty, neuroterapeuty. Każdy rodzic na samym początku przygody z rodzicielstwem podejmuje decyzję, jakimi wartościami i zasadami będzie się kierować. “Czy będę mamą cierpliwą i opanowaną, czy spontaniczną i pełną energii? Czy będziemy czas spędzać aktywnie na świeżym powietrzu, czy na spokojnie, w domu, przed TV? Czy będę dbać o zdrowe nawyki żywieniowe od pierwszych dni życia mojego dziecka?
Odpowiadamy sobie na wiele pytań i wyznaczamy kierunki. W tym sensie kształtujemy własną rodzinę i to, jaka będzie. I robimy to dokładnie tak, jak nam się podoba. A z drugiej strony… Są też rzeczy stałe w rodzinie. Pod pewnymi względami jest ona określonym społecznym konstruktem, który np. zawsze składa się z co najmniej jednego opiekuna (najczęściej z dwóch) i dzieci (co najmniej jednego).” Heinz Rudolph Schaffer, profesor psychologii, twierdzi, że “rodzina ma swoje prawa i pewne zasady, które wynikają z ewolucji oraz że jest to pewna konstrukcja, w której wszystko ma swoje miejsce i w której nie ma przypadków. A więc są sfery, w których nie ma dowolności.” Zachęcam do lektury wpisu “Jakie zagrożenia niesie za sobą kumpelska relacja z dzieckiem”, ponieważ doskonale wyjaśnia znaczenie relacji poziomych (relacji z rówieśnikami) i pionowych (relacji z rodzicami, nauczycielami, osobami starszymi) w życiu dziecka.
Od wielu lat pracuję z dziećmi i rodzicami, rozmawiam z wieloma nauczycielami, psychologami – obserwacje są podobne. Młodzi ludzie rozpoczynają edukację doskonale orientując się w markach telefonów i zegarków, znając popularne zakątki turystyczne na świecie oraz nie widząc problemu w zwracaniu się do nauczyciela na ty, przerywając wypowiedź swoich kolegów i dorosłych czy wdając się w niekończącą potyczkę słowną z wychowawcą, ostatecznie zakończoną krótkim “Nic mi Pani nie zrobi”. Zastanawiamy się, więc jak z młodymi ludźmi pracować, jak ich nauczyć życia w grupie społecznej, szacunku do autorytetu, którym nauczyciel być powinien. Temat może być kontrowersyjny. Ilu dorosłych podejmie go pod dyskusje, tyle opinii może się pojawić. Rolą pedagoga jest jednak szukanie przyczyn współczesnych problemów wychowawczych. Najprościej jest zrzucić całą winę na wszechobecne telefony, komputery, konsole, social media i po części to prawda. Właśnie one w dużej mierze stały się kompasem, wskazującym wyłącznie to, co atrakcyjne i ciekawe. W walce o uwagę rozmowa z rodzicem, gra planszowa, spacer czy siedzenie z koleżanką na ławce zawsze znajdą się na przegranej pozycji. Nic nie jest w stanie pokonać tak wielkiej ilości bodźców, tak szybkich zwrotów akcji. A gdyby przyjrzeć się sprawie jeszcze głębiej, nic nie stanowi tak idealnego świata, w którym nawet dziecko odnoszące porażki w świecie rzeczywistym, borykające się z trudnościami edukacyjnymi, czuje się ważnym, sprawczym, jest bohaterem i zwycięzcą.
Problem ucieczki młodych ludzi w świat wirtualny, to problem skomplikowany i złożony. Za brak wpojenia młodym ludziom wartości, w tym również szacunku, odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice, dalej inni dorośli, których dzieci spotykają na swej drodze. W wywiadzie z Lindą Eyre, współzałożycielką międzynarodowej fundacji “Homebase” czytamy “W długiej perspektywie to właśnie wartości czynią człowieka szczęśliwym. Nie da się osiągnąć trwałego szczęścia bez uczciwości, odwagi, motywacji i życzliwości. Wszyscy bardzo się przejmujemy sprawnością intelektualną dzieci i tym by dobrze się uczyły. Tymczasem wielu ludzi o wysokim wskaźniku inteligencji nie umie radzić sobie w życiu, bo nie posiadają mocnego systemu wartości – i w rezultacie są nieszczęśliwi.”
Upraszczając i skracając: dzieci w świecie rówieśników wkraczają do społeczności ludzi “równych’, a więc o podobnym zasobie wiedzy czy umiejętności. Uczą się jak funkcjonować w grupie, czyli jak współpracować, pomagać sobie nawzajem, rozwiązywać problemy, konflikty lub rywalizować. Nikt nie jest tu przewodnikiem, bo każdy jest partnerem. To są relacje poziome. Relacja pionowa nawiązuje się pomiędzy dwoma osobami, z których jedna ma większe doświadczenie, większy zasób wiedzy, umiejętności czy kompetencji emocjonalnych. Jedna osoba jest wyposażona lepiej, a druga – biorąc po uwagę już pierwszy etap życia – wcale. Kiedy dziecko nie radzi sobie z czymś, prosi o pomoc dorosłego, który otacza go wsparciem, zrozumieniem i dzieli się swoją wiedzą.
Relacja pionowa ma stanowić dla dziecka bezpieczną przystań, w której zawsze jest miejsce na popełnianie błędów. To źródło wiedzy w każdej dziedzinie życia, a zaczyna się od podstawowych umiejętności: dobrania stroju odpowiedniego do pogody, zachowania higieny, posługiwania się nożem i widelcem, żeby dalej przejść do wdrażania do obowiązków domowych, uwrażliwiania na potrzeby ludzi znajdujących się w naszym otoczeniu, czy wyboru odpowiedniej szkoły. Rodzice chcą być dla swoich dzieci przyjaciółmi. Tylko, że przyjaźń to relacja pozioma, obszar oparty na równości i wzajemności. Dzieci znajdą “przyjaciół”, “powierników” wśród swoich kolegów. Jednocześnie niczym tlenu potrzebują rodzica z autorytetem. W przeciwnym razie zatracają dystans pomiędzy dorosłym a dzieckiem. “To ty odłóż telefon!” – mówią ojcu. Albo odpowiadają nauczycielowi “Nie muszę tego notować!”. Zaczynają się przepychanki słowne, kłótnie i ogólnie pojęte “testowanie” (o różnej intensywności i nasileniu w zależności od wieku dziecka). W umyśle dziecka dochodzi do zacierania się relacji poziomej z pionową, a więc “awarii” naszego wewnętrznego kompasu – bez odpowiedniego przewodnika dzieci zaczynają się gubić.
Wielokrotnie bywam świadkiem sytuacji, w której rodzic posłusznie reaguje na polecenie wydane przez dziecko (jak choćby wspomniane wyżej odzywki dziecka związane z odłożeniem telefonu). Rodzic tłumaczy to wzajemnym szacunkiem – skoro dziecko ma słuchać nas, my słuchamy dziecka. I na tym etapie popełnia błąd! Kompetencje dziecka i rodzica zostają zrównane. Jeżeli relacja z rodzicem nie będzie relacją pionową, to z kim dziecko ma ją nawiązać?
Znam dzieci, które odnajdują wyżej wymienioną zażyłość (tak, odnajdują bo jest dla nich cenna i wartościowa jak zagubiony skarb) w relacji z nauczycielem, trenerem, dziadkiem. Może to wygodne rozwiązanie, żeby zostać kumplem dziecka, a wpajanie mu systemu wartości i wychowywanie pozostawić otoczeniu? Tylko czy dla otoczenia nasze dziecko będzie na tyle ważne, żeby poświęcić mu tak dużą uwagę, energię i czas. Zdobycie autorytetu trwa miesiącami, a każdy dorosły człowiek ma w swoim domu, swojego młodego człowieka (czasem więcej niż jednego) i na nim skupia swoją moc rodzicielską. Wymaga to pokładów cierpliwości i empatii, bywa wyczerpujące. Najczęściej więc dorośli tylko obserwują i przechodzą nad problemem do porządku dziennego.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dziecko z zaburzoną “relacją pionową” jedzie ze swoimi przyjaciółmi tramwajem, zachowuje się przy tym głośno i wulgarnie (nie jest to rzeczą nadzwyczajną, na pewnym etapie rozwoju dzieci zachłystują się przekleństwami i stosują je nad podziw często, choć wszystkie pochodzą z ciepłych, miłych domów). Kobieta w średnim wieku, która siedzi obok dzieci i próbuje czytać książkę, zwraca im uwagę najdelikatniej jak potrafi. W tym samym momencie uruchamia się w dziecku “duma” nie pozwalająca na ustąpienie pola. Dziecko traktuje pasażerkę jak równą sobie, a równi jemu to kilkunastolatkowie. Odnosi się więc do dorosłego, jak odniosłoby się do nich – dalej konsekwentnie uprzykrza czas współpasażerom.
W identyczny sposób w tramwaju mogą zachować się dzieci, które znają “relację pionową”. Rzeczą dziecka jest przecież błądzić. Jednak zareagują na zwrócenie im uwagi w zupełnie inny sposób: przeproszą, zaprzestaną nieakceptowanych społecznie zachowań i co najważniejsze wyciągną z tego zdarzenia lekcje na przyszłość. Spotykam się na każdym kroku pracy w szkole z podobnymi sytuacjami, ale nigdy nie zgodzę się ze zdaniem “Takie czasy! Młodzi ludzie nie uznają autorytetów”. Sami nie dajemy dzieciom (jako dorośli) odpowiednich kompetencji społecznych, aby mogły je uznać i zaakceptować! Szacunek to coś więcej niż dobór właściwych słów i dobre maniery. Szacunek, prawdę powiedziawszy, jest troską o drugiego człowieka. Dorosły może zdecydować jak żyć. Może pominąć formę “Pani” i gładko przejść do rozmowy na ty. Może nie używać sztućców. Może też nawiązać dowcipną, poufałą rozmowę ze spotkanym na spacerze nieznajomym, a w hotelu luźno pożartować z obsługą, zakwestionować jakieś reguły lub złamać obowiązujące zasady. Może, lecz kilka chwil później – gdy spotka swojego przełożonego, nauczycielkę swojego dziecka czy choćby policjanta – szybko “przełączy się” na tryb oficjalny. Doskonale wie, z kim i w jaki sposób rozmawiać. Nauczył się tego bowiem, gdy był dzieckiem dzięki dorosłym budującym właściwe “relacje pionowe”.
Jestem nauczycielem i uwielbiam pracę z dziećmi. Podczas jednej z wycieczek usłyszałam od zaskoczonego rodzica, że relacja nawiązana przeze mnie z dziećmi pełna jest szacunku, ale i wzajemnej sympatii. Gwarantuje, że jedno nie wyklucza drugiego. Gdyby nauczyciele nie tworzyli “relacji pionowych”, niczego nie byliby w stanie dzieci nauczyć, ani tym bardziej od nich wyegzekwować. Rolą dorosłych jest wskazywać młodym ludziom kierunek, w którym warto podążać. Przekazywać wiedzę. Być wsparciem. Oczekiwać od nich szacunku, oczywiście samemu również go dając. Wkraczać w świat dziecka i poświęcać mu swoją uwagę, poznawać go, dzielić z nim zainteresowania, ale pamiętać o silnym wpływie relacji rodzic-dziecko na codzienne życie. Rolę przyjaciela i kumpla pozostawić rówieśnikom, którzy odwzajemnią taką relację…
Opracowała Monika Kwiecień
Zachęcam do pogłębienia tematu budowania w dzieciach kompasu wartości:
Jakie zagrożenia niesie za sobą kumpelska relacja z dzieckiem
Jak zyskać szacunek w oczach dziecka i sprawić by było posłuszne