Współcześni rodzice chcą być z dziećmi blisko. Chcą wychować ludzi  otwartych, akceptujących siebie i innych. Słowem – chcą wychować  szczęśliwych ludzi. Problem w tym, że nie zawsze wiedzą, jak to zrobić. 

To książka dla tych, którzy wychowują dzieci we współczesnej Polsce. Dla pokolenia matek i ojców, którzy mają szansę stać się pierwszą naprawdę świadomą generacją rodziców. I chcą wychować szczęśliwe dzieci.

TEMATY: 

  • czym jest wychowanie i jak dobrze przygotować dziecko do życia
  • jak nie fundować zbędnej presji sobie i dzieciom
  • co robić, aby lepiej poznawać własne dziecko
  • jak rozmawiać i komunikować się
  • jak spędzać wolny czas
  • jak pomóc dziecku przetrwać w szkole
  • dlaczego relacje z rówieśnikami są tak ważne
  • dlaczego powinniśmy też zadbać o siebie

To książka o rodzicach i dla rodziców, którzy wychowują dzieci we współczesnej Polsce.  To także książka dla pokolenia matek i ojców, którzy mają realne szanse stać się pierwszą  naprawdę świadomą generacją rodziców w naszym kraju.

ROZMÓWCY: 

  • dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka: dlaczego warto zapomnieć o  pojęciu normalności i zaakceptować fakt, że wszyscy się od siebie różnimy.  
  • Magdalena Mikołajczyk, autorka bloga matkojedyna.com: jak nie fundować presji ani  sobie ani dzieciom. 
  • Joanna Flis, psycholożka: o uważności, która ułatwia poznawanie własnego dziecka.  • Dominika Słowikowska z pomogecimamo.pl: o roli słów i komunikacji. 
  • Marcin Łokciewicz z Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży w Zaborze: jak spędzać z  dzieckiem wolny czas. 
  • Paweł Lęcki: o relacjach młodych ludzi ze szkołą 
  • Beata i Jacek Staniszewscy: o edukacji i relacjach rodziców ze szkołą 
  • dr Maciej Klimarczyk: dlaczego i w jaki sposób należy o siebie dbać, zwłaszcza jeśli jest się  rodzicem.

FRAGMENTY „JAK BYĆ DOBRYM RODZICEM?” 

Ewa Woydyłło-Osiatyńska 

Jak w tych czasach być dobrym rodzicem? 

To akurat jest do zrobienia. Są miejsca pełne mądrych ludzi, są książki, są warsztaty, pisze się  o rodzicielstwie, mówi się o nim. To bardzo ważne! Bardzo ważne jest też to, żeby odczarować  to przekonanie, że dzieci trzeba wychowywać w posłuszeństwie. Mój kolega, Jarek Sokołowski,  były policjant, napisał doktorat o sektach, świetny. Wie pani, dlaczego niektóre dzieci mają  skłonność do poddawania się takim charyzmatycznym przywódcom, idolom? Właśnie dlatego,  że są wychowywane w posłuszeństwie i tego posłuszeństwa wymaga się od nich z każdej  strony. To jest bardzo smutne, bo czasem wystarczy jedna dorosła osoba, jeden przyjaciel  domu, jeden nauczyciel w szkole, który otwiera dzieciom głowy, wyzwalając je z przekonania  o własnej słabości, niemocy, odmienności. Ja osobiście zawzięcie zwalczam słowo „grzeczny”.  Bo jakie jest jego znaczenie? Grzeczny, czyli taki, którego nie słychać i nie widać. Sprawdziłam  nawet przed naszą rozmową, że ani we francuskim, ani w hiszpańskim, ani w niemieckim, ani  w angielskim, włoskim i rosyjskim ono zwyczajnie nie występuje. Do dzieci się mówi „be polite,  be good”, bądź dobrym dzieckiem, bądź uprzejmy, ale to nie znaczy, że masz na przykład  głośno nie śpiewać albo nie podskakiwać. Bardzo często mówi się też „be generous”, czyli dziel  się z innymi. A jednak to właśnie grzeczne ma być wymarzone dziecko Polaka. 

Jeśli będzie niegrzeczne, to mamy być spokojni o jego czy jej przyszłość? Bycie niegrzecznym  da nam pewność, że dziecko sobie w życiu poradzi? I będzie szczęśliwe?

Dziecko powinno być dla nas najważniejszą istotą na świecie, a my sami powinniśmy mieć  świadomość tego, że przygotowujemy to dziecko do samodzielnego życia. Albo je przygotujemy dobrze, albo źle. Przez ten pryzmat powinniśmy przepuszczać nasze  przekonanie o grzeczności lub jej braku.

Jak możemy zdefiniować to dobre przygotowanie do życia? 

Dobre przygotowanie daje owoce w postaci dziecka, które czuje się kochane i akceptowane,  które ma wolę walki o zaspokajanie swoich potrzeb i spełnianie marzeń i takie, które zna swoje  mocne i słabe strony, rozumie samego siebie. 

By wychować takie dziecko naprawdę nie potrzeba wiele, czasem trzeba tylko spróbować  dzieci zrozumieć i odrobinę im sprawę ułatwić. (…) 

Joanna Flis 

Na jakim etapie możemy dostrzec temperament naszego dziecka? 

To widać już u maluszków. Są dzieci, które są w stanie w łóżeczku przeleżeć wiele godzin, spać,  wylegiwać się, patrzeć w sufit, nieliczne zabawki to dla nich wystarczająca stymulacja. Są też  takie, które trzeba ciągle nosić i bujać, które lubią zmieniać zabawki, lubią muzykę, hałas. To  powinna być dla nas wskazówka. Jeśli rodzic chce zmienić temperament swojego dziecka, to  popełnia najbardziej kardynalny błąd. To jest prosta droga do zaburzeń. Niezwykle ważne jest,  żeby rodzice akceptowali biologiczne wyposażenie swojego dziecka. Musimy to uszanować,  tak jak szanujemy różne potrzeby chociażby kwiatów, roślin domowych! Nie zmusimy tych,  które lubią cień, żeby pięknie rosły, znajdując się w słońcu. 

Są jakieś znaki ostrzegawcze? Coś, co zasugeruje nam, że robimy to źle?

Pierwszym i najważniejszym symptomem, że działamy nie do końca w zgodzie  z temperamentem naszego dziecka, są zaburzenia nastroju. Każdego rodzica powinny  zaniepokoić. 

Przechodząc dalej, po temperamencie mamy więź. Więź jest taką matrycą, czymś, co kształtuje  się do trzeciego roku życia i potem z nami zostaje, na długo lub na całe życie. Ten wzór może  być albo bezpieczny albo pozabezpieczny. Bezpieczny mamy wtedy, kiedy rodzic na tym etapie  życia dziecka był dla niego empatyczny, responsywny, widział to dziecko i był emocjonalnie  dostępny. Pozabezpieczny powstaje wówczas, gdy rodzic nie był dostępny, nie był  responsywny, nie był empatyczny albo sam chorował – na przykład na depresję – i nie mógł  się właściwie opiekować tym dzieckiem. To jest bardzo ważna rzecz – jako rodzice, musimy  zdać sobie sprawę z tego, że to, w jaki sposób traktujemy dzieci do trzeciego roku życia,  kształtuje ich dobrostan, cały dobrostan w przyszłych relacjach z ludźmi. 

Myślę sobie o tych rodzicach, którzy spędzają bardzo dużo czasu w telefonie albo  permanentnie oglądają telewizję. Tacy rodzice są dostępni tylko fizycznie, nie emocjonalnie.  Takich rodziców jest bardzo dużo, co sprawia, że będziemy mieli bardzo dużo dzieci  z ambiwalentnym stylem przywiązania lub ze stylem unikającym, czyli takich, które w ogóle  relacji nie potrafią nawiązać. 

Ludzie często mówią „ona jest taka jak mama” albo „on jest taki jak tata”, więc wydaje nam  się, że mamy przepis, instrukcję obsługi tego dziecka. Nic bardziej mylnego. Rzadko kiedy  dzieci potrzebują dokładnie tego samego co rodzice.

Dodaj komentarz

Verified by MonsterInsights